Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.
Czym jest krzyk ? Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.
Czym jest krzyk ? Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.
Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie
ręce.
Krzyk mojej duszy jest przeraźliwy. Nie raz budzę się w nocy
olana zimnym potem. Słyszę w swojej głowie donośny śmiech. Chce mi się płakać.
Moja historia nie jest typową. W wieku 17 lat zaszłam w ciąże. To dziwne? Dla
niektórych pewnie tak. Bo większość ludzi powie ‘Puszczała się.’ lub ‘W dupie
się gówniarze poprzewracało, bo miała wszystko co chciała’. Każde z tych
wypowiedzianych słów jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg. Nikt nie wie, że
wykorzystał mnie mój ówczesny najlepszy kumpel. Ja i moja przyjaciółka oraz on
wybraliśmy się na imprezę która miała uczcić zakończenie roku. Wypiłam jednego
drinka, który i tak był dla mnie jak wyrok. Jak się okazało ‘przyjaciel’
wrzucił mi do niego tabletkę gwałtu, a potem zrobił co chciał. Nie będę
wyjaśniać co się stało. Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Dziecko
gwałtu domagało się życia. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy. O tamtejszym
koszmarze. Bezskutecznie.
Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie
ręce.
Pewnego wieczora, podczas którego wylewałam hektolitry
słonych kropel potocznie zwanych łzami w progu do mojego pokoju zjawiła się
ona-matka. Nigdy jej nie zapomnę tych kilku słów. Wiesz Wojtusiu tak bardzo Ci
dziękuje, że zjawiłeś się wtedy u mnie w mieszkaniu, tamtego dnia i o nic nie
pytając łatałeś moje serce. Moja matka kazała mi usunąć moje malutkie
dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Kazała mi, aby ktoś na obleśnej kozetce
wyskrobał wyrwał ze mnie część mojego serca. Mojego życia. Nigdy jej tego nie
zapomnę. Była najbardziej fałszywą osobą jaką mogłam spotkać. Jedynie kilka
osób trzymało mnie przy życiu. Jedną z tych osób zdecydowanie byłeś Ty. Wiesz,
tak strasznie mnie to bolało, że wtedy mnie zostawiłeś i wyjechałeś do tej
cholernej Austrii. Rozumiem. Wszystko rozumiem, chciałeś się spełniać. Być kimś
naprawdę wielkim w tym co robisz nie liczyła się wtedy przyjaciółka. Nie
wiedziałeś, że byłam w ciąży. Nie chciałam litości. Chciałam miłości. Czy
wymagałam wiele? W dniu w którym matka powiedziała mi, że mam usunąć Antka
wiedziałam, że nie mogę żyć w tym domu ani dnia dłużej. Dom to nie powinny być
tylko cztery ściany. Dom to miłość, to poczucie bezpieczeństwa. To miejsce do
którego zawsze chcemy wracać. Ja już nie chciałam do tego miejsca wracać.
Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie
ręce.
Na fortepianie gram odkąd skończyłam 10 lat. Kocham to
równie mocno jak Ty kochasz siatkówkę.
Czarny masywny instrument który wydaje dźwięki mojej duży. Dźwięki
mojego krzyku. Panicznego. Heroicznego. Dzięki pomocy ojca udało mi się zacząć
nowe życie w nowym miejscu z małym dzieckiem. Wyjechałam do Bełchatowa, by być
jak najdalej matki. Gdy urodziłam Antosia byłam najszczęśliwszą młodocianą
kobietą jaką Bóg miał na swoim ziemskim padole. Studiowałam zaocznie.
Zajmowałam się moim kochanym Aniołkiem i pracowałam wieczorami. Moją pracą było
grywanie na tym przeklętym i teraz znienawidzonym przeze mnie fortepianie w
ekskluzywnych knajpach. Dawałam sobie radę, aż do dnia w którym po raz kolejny
wszystko musiało się rozsypać jak domek biednej świnki z bajki który zepsuł zły
i przebiegły wilk. Wtedy mój syn miał 2 latka. Był taki mały i bezbronny.
Niczemu nie winien. Pewnego dnia obudził się cały rozpalony. Niemal biegiem
znaleźliśmy się u lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyk. Minęło kilka dni, a
ze stanem zdrowia Antka było coraz gorzej. Wylądowaliśmy w szpitalu.
Przeprowadzili kilka badań i wysnuli diagnozę- RAK PŁUC, niemal natychmiastowo
potrzebna jest chemioterapia. I wtedy serce pękło mi po raz pierwszy. Wtedy
moja dusza zaczęła krzyczeć po raz pierwszy. To ja powinnam być na jego miejscu.
To ja powinnam przyjmować chemię, a nie niewinne małe dziecko. Pierwsze chemie
były okropne. Włoski podczas głaskania syna zostawały mi w rękach. Obiecałam
sobie sama, że nie będę płakać. Tak cholernie trudno było mi dotrzymać tej
obietnicy. Po czterech miesiącach wróciliśmy do domu. Miało być dobrze. Było.
Przez tydzień. Antonii podczas drogi do
toalety zemdlał. Znów obraliśmy kierunek szpital. Ja już nie dawałam rady. Moja
dusza krzyczała coraz głośniej. Moje serce pękało coraz boleśniej. Wtedy okazało
się, że są przeżuty. Że ten pierdolony rak zabiera mi mojego małego synka.
Świat jest tak strasznie niesprawiedliwy. Ludzie są małymi pachołkami które tak
łatwo złamać i nie zostanie po nich nawet ślad jedynie pusty i przeraźliwy
krzyk.
Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie
ręce.
Dla matki najgorszym widokiem jest śmierć swojego dziecka.
Stało się. Antoś umarł. Nie znalazł się dla niego dawca płuca, a chemioterapia
okazała się zbyt silna. Dowiedziałam się, że wróciłeś do kraju. Podobno
zaliczyłeś doskonały występ w reprezentacji i teraz będziesz bronić barw
Bełchatowskiego klubu. Mój świat nie jest już taki jaki był. Nie dawałam rady
sobie z niczym. Nie jadłam. Nie piłam.
Nie spałam. Nie miałam dla kogo żyć. Mój syn był dla mnie całym moim światem.
Moja dusza tak strasznie krzyczała, tak strasznie błagała o litość. Błagała
tracąc swoją dumę i jakikolwiek honor. Błagała o powrót syna. Nie mogłam cofnąć
mu życia chociaż bym tak bardzo chciała. Antek umarł po niecałym roku walki z
chorobą, umarł mając niecałe 3 latka. Pewnego dnia, dokładnie 19 dni po
pogrzebie na którym matka sprawiała wrażenie kochającej babci postanowiłam
wyjść z domu. Szłam parkiem i zobaczyłam huśtawkę na której zawsze huśtał się
mój syn, a ja zawsze mu powtarzałam, że ma się mocno trzymać, aby nie spadł.
Słyszę jego śmiech. Już od kilku godzin bujałam się na jasno-żółtej plastikowej
bujawce. Nagle pękłam chciałam iść do domu i wpadłam na Ciebie. Upadłam na
chodnik tak bezwładnie.
-Przepraszam, Panią bardzo. Ja nie zauważyłem, że Pani.
Wszystko w porządku – zapytałeś. Nie poznałeś mnie. Ja początkowo też Cię nie
poznałam.
-Nie nic mi nie jest. To ja przepraszam.- Podniosłam wzrok
na Ciebie. Wyprzystojniałeś. Oczy miałeś nadal takie same beztroskie. Pełne
nadziei.
-Marysia?- powiedziałeś a ja odpowiedziałam skinieniem
głowy- Boże minęło tyle lat. Co u Ciebie- zapytałeś, a ja znów poczułam, że tak
bardzo Cię kocham. Że mi Cię brakowało. Po chwili zakryłam dłonią usta. Brwi
utworzyły jedną prostą linie, a oczy wytworzyły rwący strumień łez.
-Przepraszam, ale muszę iść –powiedziałam wyminęłam Cię i
niemal biegiem udałam się w kierunku mieszkania. Gdy przekroczyłam próg kawalerki moje serce
pękło już na dobre, a niemy krzyk duszy zmienił się w prawdziwy krzyk. Krzyczałam tak przeraźliwie niszcząc cały
dom. Tak dom. Dom który kochałam dzięki tej małej istocie, bez niej znów stał
się bezwartościowy. Kuchenne talerze niemal wszystkie obróciły się w ostre
kawałki, podobnie jak lustro w łazience. Wszelkie zdjęcia z półek rzucałam z
impetem o drewnianą podłogę. Zauważyłam rzecz, która niegdyś sprawiała mi
radość- fortepian. Otworzyłam klapę która chroniła klawisze. Palcem wskazującym
dotknęłam jednego z klawiszy, a instrument wydał dźwięk wtedy dla mnie nie do
zniesienia. Łzy spadały już jak chciały. Wzięłam krzesło stojące nieopodal i z
całych sił uderzałam nim o klawisze instrumentu które pod wpływem siły łamały
się lub wypadały. Niszczyłam mieszkanie w kilka minut, a mi wydawało się, że to
całe godziny. Z wyczerpania upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie słyszałam
kiedy wszedłeś do mieszkania. Podbiegłeś do mnie i tak po prostu przytuliłeś.
Zatopiłam twarz w zagłębieniu Twojej szyi i zaciągałam zapachem perfum jakby
były najdroższym narkotykiem na ziemi. Nic
nie mówiłeś. Kołysałeś lekko na boki. Głaskałeś włosy.
Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie
ręce. Wojtek to właśnie Ty wyciągnąłeś mnie z depresji. Widziałam w Twoich
oczach to uczucie. Wiedziałam, że ono nigdy nie zgasło i nigdy nie zgaśnie. Nie
byłam osobą odpowiednią do kochania. Byłam osobą, która upadki na samo dno
miała wpisane w życiorys. Jesteśmy razem
już 4 lata. 4 lata temu straciłam syna. Nigdy nie będzie nikogo, kto by go
zastąpił. Kocham Cię. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałeś mi, że jeśli okaże się
błędem to będzie to najpiękniejszy błąd w Twoim życiu, którego nigdy nie
zapomnisz. Mogę też się najpewniejszą osobą która zmieni Twoje życie na inne.
Ty moje zmieniłeś.
___________
Trochę mnie tu nie było. Zapewne nie tęskniłyście.
PRZED WAMI JAK WIDZICIE HISTORIA Z WŁODARCZYKIEM. (mało udana)
Ostatnio ciepałam na okropny i wielki przez duże w brak jakiejkolwiek weny. Napisanie u Was choćby najmniejszego komentarza sprawiało mi ból intelektualny. Strasznie okropne jest uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie możesz skleić choćby jednego sensownego zdania. Lecz nie zgadniecie kto mnie odblokował i wyprowadził z tej ciemnej dupci- otóż moim rycerzem stał się Grzesiu Kosok razem z Wojtkiem Grzybem, którzy tak słodko i idealnie prezentowali się na filmiku z badań rzeszowskiego mistrza. No i Kosa i jego dziewczyna dali mi wenę dzięki której jestem już kilka rozdziałów do przodu.
Zapraszam serdecznie na historię, całkiem nową o Miśku Kubiaku LINK.
Brakuje mi bohaterów do tego opowiadania. Macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach.
Nie przedłużam. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA i ZOSTAWIANIA JAKIEGOKOLWIEK ŚLADU PO SOBIE.
Pozdrawiam Anka