czwartek, 22 sierpnia 2013

Krzyk

Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak  wyciągam do Ciebie ręce.


Czym jest krzyk ?  Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć  nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Krzyk mojej duszy jest przeraźliwy. Nie raz budzę się w nocy olana zimnym potem. Słyszę w swojej głowie donośny śmiech. Chce mi się płakać. Moja historia nie jest typową. W wieku 17 lat zaszłam w ciąże. To dziwne? Dla niektórych pewnie tak. Bo większość ludzi powie ‘Puszczała się.’ lub ‘W dupie się gówniarze poprzewracało, bo miała wszystko co chciała’. Każde z tych wypowiedzianych słów jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg. Nikt nie wie, że wykorzystał mnie mój ówczesny najlepszy kumpel. Ja i moja przyjaciółka oraz on wybraliśmy się na imprezę która miała uczcić zakończenie roku. Wypiłam jednego drinka, który i tak był dla mnie jak wyrok. Jak się okazało ‘przyjaciel’ wrzucił mi do niego tabletkę gwałtu, a potem zrobił co chciał. Nie będę wyjaśniać co się stało. Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Dziecko gwałtu domagało się życia. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy. O tamtejszym koszmarze. Bezskutecznie.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Pewnego wieczora, podczas którego wylewałam hektolitry słonych kropel potocznie zwanych łzami w progu do mojego pokoju zjawiła się ona-matka. Nigdy jej nie zapomnę tych kilku słów. Wiesz Wojtusiu tak bardzo Ci dziękuje, że zjawiłeś się wtedy u mnie w mieszkaniu, tamtego dnia i o nic nie pytając łatałeś moje serce. Moja matka kazała mi usunąć moje malutkie dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Kazała mi, aby ktoś na obleśnej kozetce wyskrobał wyrwał ze mnie część mojego serca. Mojego życia. Nigdy jej tego nie zapomnę. Była najbardziej fałszywą osobą jaką mogłam spotkać. Jedynie kilka osób trzymało mnie przy życiu. Jedną z tych osób zdecydowanie byłeś Ty. Wiesz, tak strasznie mnie to bolało, że wtedy mnie zostawiłeś i wyjechałeś do tej cholernej Austrii. Rozumiem. Wszystko rozumiem, chciałeś się spełniać. Być kimś naprawdę wielkim w tym co robisz nie liczyła się wtedy przyjaciółka. Nie wiedziałeś, że byłam w ciąży. Nie chciałam litości. Chciałam miłości. Czy wymagałam wiele? W dniu w którym matka powiedziała mi, że mam usunąć Antka wiedziałam, że nie mogę żyć w tym domu ani dnia dłużej. Dom to nie powinny być tylko cztery ściany. Dom to miłość, to poczucie bezpieczeństwa. To miejsce do którego zawsze chcemy wracać. Ja już nie chciałam do tego miejsca wracać.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Na fortepianie gram odkąd skończyłam 10 lat. Kocham to równie mocno jak Ty kochasz siatkówkę.  Czarny masywny instrument który wydaje dźwięki mojej duży. Dźwięki mojego krzyku. Panicznego. Heroicznego. Dzięki pomocy ojca udało mi się zacząć nowe życie w nowym miejscu z małym dzieckiem. Wyjechałam do Bełchatowa, by być jak najdalej matki. Gdy urodziłam Antosia byłam najszczęśliwszą młodocianą kobietą jaką Bóg miał na swoim ziemskim padole. Studiowałam zaocznie. Zajmowałam się moim kochanym Aniołkiem i pracowałam wieczorami. Moją pracą było grywanie na tym przeklętym i teraz znienawidzonym przeze mnie fortepianie w ekskluzywnych knajpach. Dawałam sobie radę, aż do dnia w którym po raz kolejny wszystko musiało się rozsypać jak domek biednej świnki z bajki który zepsuł zły i przebiegły wilk. Wtedy mój syn miał 2 latka. Był taki mały i bezbronny. Niczemu nie winien. Pewnego dnia obudził się cały rozpalony. Niemal biegiem znaleźliśmy się u lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyk. Minęło kilka dni, a ze stanem zdrowia Antka było coraz gorzej. Wylądowaliśmy w szpitalu. Przeprowadzili kilka badań i wysnuli diagnozę- RAK PŁUC, niemal natychmiastowo potrzebna jest chemioterapia. I wtedy serce pękło mi po raz pierwszy. Wtedy moja dusza zaczęła krzyczeć po raz pierwszy. To ja powinnam być na jego miejscu. To ja powinnam przyjmować chemię, a nie niewinne małe dziecko. Pierwsze chemie były okropne. Włoski podczas głaskania syna zostawały mi w rękach. Obiecałam sobie sama, że nie będę płakać. Tak cholernie trudno było mi dotrzymać tej obietnicy. Po czterech miesiącach wróciliśmy do domu. Miało być dobrze. Było. Przez tydzień.  Antonii podczas drogi do toalety zemdlał. Znów obraliśmy kierunek szpital. Ja już nie dawałam rady. Moja dusza krzyczała coraz głośniej. Moje serce pękało coraz boleśniej. Wtedy okazało się, że są przeżuty. Że ten pierdolony rak zabiera mi mojego małego synka. Świat jest tak strasznie niesprawiedliwy. Ludzie są małymi pachołkami które tak łatwo złamać i nie zostanie po nich nawet ślad jedynie pusty i przeraźliwy krzyk.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Dla matki najgorszym widokiem jest śmierć swojego dziecka. Stało się. Antoś umarł. Nie znalazł się dla niego dawca płuca, a chemioterapia okazała się zbyt silna. Dowiedziałam się, że wróciłeś do kraju. Podobno zaliczyłeś doskonały występ w reprezentacji i teraz będziesz bronić barw Bełchatowskiego klubu. Mój świat nie jest już taki jaki był. Nie dawałam rady sobie z niczym.  Nie jadłam. Nie piłam. Nie spałam. Nie miałam dla kogo żyć. Mój syn był dla mnie całym moim światem. Moja dusza tak strasznie krzyczała, tak strasznie błagała o litość. Błagała tracąc swoją dumę i jakikolwiek honor. Błagała o powrót syna. Nie mogłam cofnąć mu życia chociaż bym tak bardzo chciała. Antek umarł po niecałym roku walki z chorobą, umarł mając niecałe 3 latka. Pewnego dnia, dokładnie 19 dni po pogrzebie na którym matka sprawiała wrażenie kochającej babci postanowiłam wyjść z domu. Szłam parkiem i zobaczyłam huśtawkę na której zawsze huśtał się mój syn, a ja zawsze mu powtarzałam, że ma się mocno trzymać, aby nie spadł. Słyszę jego śmiech. Już od kilku godzin bujałam się na jasno-żółtej plastikowej bujawce. Nagle pękłam chciałam iść do domu i wpadłam na Ciebie. Upadłam na chodnik tak bezwładnie.

-Przepraszam, Panią bardzo. Ja nie zauważyłem, że Pani. Wszystko w porządku – zapytałeś. Nie poznałeś mnie. Ja początkowo też Cię nie poznałam.

-Nie nic mi nie jest. To ja przepraszam.- Podniosłam wzrok na Ciebie. Wyprzystojniałeś. Oczy miałeś nadal takie same beztroskie. Pełne nadziei.

-Marysia?- powiedziałeś a ja odpowiedziałam skinieniem głowy- Boże minęło tyle lat. Co u Ciebie- zapytałeś, a ja znów poczułam, że tak bardzo Cię kocham. Że mi Cię brakowało. Po chwili zakryłam dłonią usta. Brwi utworzyły jedną prostą linie, a oczy wytworzyły rwący strumień łez.

-Przepraszam, ale muszę iść –powiedziałam wyminęłam Cię i niemal biegiem udałam się w kierunku mieszkania.  Gdy przekroczyłam próg kawalerki moje serce pękło już na dobre, a niemy krzyk duszy zmienił się w prawdziwy krzyk.  Krzyczałam tak przeraźliwie niszcząc cały dom. Tak dom. Dom który kochałam dzięki tej małej istocie, bez niej znów stał się bezwartościowy. Kuchenne talerze niemal wszystkie obróciły się w ostre kawałki, podobnie jak lustro w łazience. Wszelkie zdjęcia z półek rzucałam z impetem o drewnianą podłogę. Zauważyłam rzecz, która niegdyś sprawiała mi radość- fortepian. Otworzyłam klapę która chroniła klawisze. Palcem wskazującym dotknęłam jednego z klawiszy, a instrument wydał dźwięk wtedy dla mnie nie do zniesienia. Łzy spadały już jak chciały. Wzięłam krzesło stojące nieopodal i z całych sił uderzałam nim o klawisze instrumentu które pod wpływem siły łamały się lub wypadały. Niszczyłam mieszkanie w kilka minut, a mi wydawało się, że to całe godziny. Z wyczerpania upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie słyszałam kiedy wszedłeś do mieszkania. Podbiegłeś do mnie i tak po prostu przytuliłeś. Zatopiłam twarz w zagłębieniu Twojej szyi i zaciągałam zapachem perfum jakby były najdroższym narkotykiem na ziemi. Nic  nie mówiłeś. Kołysałeś lekko na boki. Głaskałeś włosy.



Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce. Wojtek to właśnie Ty wyciągnąłeś mnie z depresji. Widziałam w Twoich oczach to uczucie. Wiedziałam, że ono nigdy nie zgasło i nigdy nie zgaśnie. Nie byłam osobą odpowiednią do kochania. Byłam osobą, która upadki na samo dno miała wpisane w życiorys.  Jesteśmy razem już 4 lata. 4 lata temu straciłam syna. Nigdy nie będzie nikogo, kto by go zastąpił. Kocham Cię. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałeś mi, że jeśli okaże się błędem to będzie to najpiękniejszy błąd w Twoim życiu, którego nigdy nie zapomnisz. Mogę też się najpewniejszą osobą która zmieni Twoje życie na inne. Ty moje zmieniłeś.

___________
Trochę mnie tu nie było. Zapewne nie tęskniłyście. 

PRZED WAMI JAK WIDZICIE HISTORIA Z WŁODARCZYKIEM. (mało udana)

Ostatnio ciepałam na okropny i wielki przez duże w brak jakiejkolwiek weny. Napisanie u Was choćby najmniejszego komentarza sprawiało mi ból intelektualny. Strasznie okropne jest uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie możesz skleić choćby jednego sensownego zdania. Lecz nie zgadniecie kto mnie odblokował i wyprowadził z tej ciemnej dupci- otóż moim rycerzem stał się Grzesiu Kosok razem z Wojtkiem Grzybem, którzy tak słodko i idealnie prezentowali się na filmiku z badań rzeszowskiego mistrza. No i Kosa i jego dziewczyna dali mi wenę dzięki której jestem już kilka rozdziałów do przodu.

Zapraszam serdecznie na historię, całkiem nową o Miśku Kubiaku LINK.

Brakuje mi bohaterów do tego opowiadania. Macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach.

Nie przedłużam. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA i  ZOSTAWIANIA JAKIEGOKOLWIEK ŚLADU PO SOBIE.

Pozdrawiam Anka

13 komentarzy:

  1. Jak zwykle pięknie. Jak zwykle smutno, ale tym razem z pozytywnym zakończeniem.
    Nie wyobrażam sobie, przez co ona musiała przejść... Okropna tragedia, do tego została z tym sama. Ale na szczęście nie na długo:)
    Bardzo fajnie, że pojawiłaś się z nowa historią i mam nadzieję, że jeszcze mnóóóóśtwo przed nami.
    Co do bohaterów...Może ktoś z Resoviaków? Achrem, Lotman? Nie mam pomysłów xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak życie jest bardzo nie sprawiedliwe. Dziewczyna dużo przeszła w krótkim czasie. Najpierw ciąża i matka, która nie wspiera, a przecież powinna być naszą ostoją. Później, kiedy wydawało się, że wszystko będzie dobrze choroba Antosia. I nie liczyło się, że jest mały i nie wie co to życie. Jednak dzielnie walczył, ale się nie udało. Na szczęście pojawił się Wojtek i pozwolił jej dojść do siebie. Piękna historia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów prawie płakałam. Strata dziecka to musi być straszne uczucie. Ona stanowczo za dużo przeżyła w tak krótkim czasie. Jej kumpel okazała się zwykłą świnią mówiąc delikatnie.

    Wojtuś klasa sama w sobie. To dobrze, że wrócił. Pocieszył Marysie i skończyło się happy endem :)

    Pozdrawiam Via.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Antek. Szkoda, że taki mały i niewinny chłopczyk umarł na taką straszną chorobę jaką jest rak płuc. Dobrze, że na swojej drodze znów spotkała Włodarczyka. Cieszę się, że po mimo śmierci swojego synka potrafiła ułożyć sobie życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmierć dziecka musi być straszna.. Ja nie potrafiłabym sobie po takiej stracie ułożyć życia..

    Wg podziwiam odwagę, że się zgodziła uciec z domu do innego miasta, tak bez niczego..

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma nic gorszego dla matki niż śmierć dziecka, szczególnie tak młodego. Niewinna osoba, która jeszcze nie nacieszyła się życiem, umiera z powodu tak poważnej choroby. Nie umiem sobie nawet wyobrazić tego bólu... Dobrze, że znalazła oparcie w Wojtku. Może z nim będzie mogła zacząć od nowa swoje życie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam serdecznie na epilog na http://siatkarskie-uniesienie.blogspot.com/2013/08/epilog.html :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu. Ty jesteś zajebista.
    kinga. x.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę, z ogromnym naciskiem MUSZĘ szybko wziąć się za czytanie tego bloga od początku, naprawdę. Dzisiaj w nocy na pewno znajdzie się chwila na nadrobienie czegoś tak świetnego. Brak słów, podziwiam.

    tak, jak prosiłaś informuję o pierwszym rozdziale na http://people-will-hurt-you.blogspot.com/
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda opowieść na tym blogu wywołuje u mnie niesamowite uczucia. Podziwiam Cię!

      tak, jak prosiłaś informuję o drugiej części na http://people-will-hurt-you.blogspot.com/ :)

      Usuń
  10. Zapraszam serdecznie na najkrótszy prolog świata ,czyli http://skradzione-niebo.blogspot.com/2013/09/odrobina-zerowa.html :*

    OdpowiedzUsuń
  11. http://people-will-hurt-you.blogspot.com/ - tak jak prosiłaś, zapraszam na nową część.

    OdpowiedzUsuń

  12. Może nie będę zbyt oryginalna, ale zapraszam do przeczytania moich historii.
    http://bezostrzezenia.blogspot.com
    http://lirycznedramatyczne.blogspot.com
    + Jeśli wejdziesz, zostaw po sobie ślad :D
    Pozdrawiam, Faith..

    OdpowiedzUsuń