czwartek, 22 sierpnia 2013

Krzyk

Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak  wyciągam do Ciebie ręce.


Czym jest krzyk ?  Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć  nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Krzyk mojej duszy jest przeraźliwy. Nie raz budzę się w nocy olana zimnym potem. Słyszę w swojej głowie donośny śmiech. Chce mi się płakać. Moja historia nie jest typową. W wieku 17 lat zaszłam w ciąże. To dziwne? Dla niektórych pewnie tak. Bo większość ludzi powie ‘Puszczała się.’ lub ‘W dupie się gówniarze poprzewracało, bo miała wszystko co chciała’. Każde z tych wypowiedzianych słów jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg. Nikt nie wie, że wykorzystał mnie mój ówczesny najlepszy kumpel. Ja i moja przyjaciółka oraz on wybraliśmy się na imprezę która miała uczcić zakończenie roku. Wypiłam jednego drinka, który i tak był dla mnie jak wyrok. Jak się okazało ‘przyjaciel’ wrzucił mi do niego tabletkę gwałtu, a potem zrobił co chciał. Nie będę wyjaśniać co się stało. Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Dziecko gwałtu domagało się życia. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy. O tamtejszym koszmarze. Bezskutecznie.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Pewnego wieczora, podczas którego wylewałam hektolitry słonych kropel potocznie zwanych łzami w progu do mojego pokoju zjawiła się ona-matka. Nigdy jej nie zapomnę tych kilku słów. Wiesz Wojtusiu tak bardzo Ci dziękuje, że zjawiłeś się wtedy u mnie w mieszkaniu, tamtego dnia i o nic nie pytając łatałeś moje serce. Moja matka kazała mi usunąć moje malutkie dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Kazała mi, aby ktoś na obleśnej kozetce wyskrobał wyrwał ze mnie część mojego serca. Mojego życia. Nigdy jej tego nie zapomnę. Była najbardziej fałszywą osobą jaką mogłam spotkać. Jedynie kilka osób trzymało mnie przy życiu. Jedną z tych osób zdecydowanie byłeś Ty. Wiesz, tak strasznie mnie to bolało, że wtedy mnie zostawiłeś i wyjechałeś do tej cholernej Austrii. Rozumiem. Wszystko rozumiem, chciałeś się spełniać. Być kimś naprawdę wielkim w tym co robisz nie liczyła się wtedy przyjaciółka. Nie wiedziałeś, że byłam w ciąży. Nie chciałam litości. Chciałam miłości. Czy wymagałam wiele? W dniu w którym matka powiedziała mi, że mam usunąć Antka wiedziałam, że nie mogę żyć w tym domu ani dnia dłużej. Dom to nie powinny być tylko cztery ściany. Dom to miłość, to poczucie bezpieczeństwa. To miejsce do którego zawsze chcemy wracać. Ja już nie chciałam do tego miejsca wracać.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Na fortepianie gram odkąd skończyłam 10 lat. Kocham to równie mocno jak Ty kochasz siatkówkę.  Czarny masywny instrument który wydaje dźwięki mojej duży. Dźwięki mojego krzyku. Panicznego. Heroicznego. Dzięki pomocy ojca udało mi się zacząć nowe życie w nowym miejscu z małym dzieckiem. Wyjechałam do Bełchatowa, by być jak najdalej matki. Gdy urodziłam Antosia byłam najszczęśliwszą młodocianą kobietą jaką Bóg miał na swoim ziemskim padole. Studiowałam zaocznie. Zajmowałam się moim kochanym Aniołkiem i pracowałam wieczorami. Moją pracą było grywanie na tym przeklętym i teraz znienawidzonym przeze mnie fortepianie w ekskluzywnych knajpach. Dawałam sobie radę, aż do dnia w którym po raz kolejny wszystko musiało się rozsypać jak domek biednej świnki z bajki który zepsuł zły i przebiegły wilk. Wtedy mój syn miał 2 latka. Był taki mały i bezbronny. Niczemu nie winien. Pewnego dnia obudził się cały rozpalony. Niemal biegiem znaleźliśmy się u lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyk. Minęło kilka dni, a ze stanem zdrowia Antka było coraz gorzej. Wylądowaliśmy w szpitalu. Przeprowadzili kilka badań i wysnuli diagnozę- RAK PŁUC, niemal natychmiastowo potrzebna jest chemioterapia. I wtedy serce pękło mi po raz pierwszy. Wtedy moja dusza zaczęła krzyczeć po raz pierwszy. To ja powinnam być na jego miejscu. To ja powinnam przyjmować chemię, a nie niewinne małe dziecko. Pierwsze chemie były okropne. Włoski podczas głaskania syna zostawały mi w rękach. Obiecałam sobie sama, że nie będę płakać. Tak cholernie trudno było mi dotrzymać tej obietnicy. Po czterech miesiącach wróciliśmy do domu. Miało być dobrze. Było. Przez tydzień.  Antonii podczas drogi do toalety zemdlał. Znów obraliśmy kierunek szpital. Ja już nie dawałam rady. Moja dusza krzyczała coraz głośniej. Moje serce pękało coraz boleśniej. Wtedy okazało się, że są przeżuty. Że ten pierdolony rak zabiera mi mojego małego synka. Świat jest tak strasznie niesprawiedliwy. Ludzie są małymi pachołkami które tak łatwo złamać i nie zostanie po nich nawet ślad jedynie pusty i przeraźliwy krzyk.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Dla matki najgorszym widokiem jest śmierć swojego dziecka. Stało się. Antoś umarł. Nie znalazł się dla niego dawca płuca, a chemioterapia okazała się zbyt silna. Dowiedziałam się, że wróciłeś do kraju. Podobno zaliczyłeś doskonały występ w reprezentacji i teraz będziesz bronić barw Bełchatowskiego klubu. Mój świat nie jest już taki jaki był. Nie dawałam rady sobie z niczym.  Nie jadłam. Nie piłam. Nie spałam. Nie miałam dla kogo żyć. Mój syn był dla mnie całym moim światem. Moja dusza tak strasznie krzyczała, tak strasznie błagała o litość. Błagała tracąc swoją dumę i jakikolwiek honor. Błagała o powrót syna. Nie mogłam cofnąć mu życia chociaż bym tak bardzo chciała. Antek umarł po niecałym roku walki z chorobą, umarł mając niecałe 3 latka. Pewnego dnia, dokładnie 19 dni po pogrzebie na którym matka sprawiała wrażenie kochającej babci postanowiłam wyjść z domu. Szłam parkiem i zobaczyłam huśtawkę na której zawsze huśtał się mój syn, a ja zawsze mu powtarzałam, że ma się mocno trzymać, aby nie spadł. Słyszę jego śmiech. Już od kilku godzin bujałam się na jasno-żółtej plastikowej bujawce. Nagle pękłam chciałam iść do domu i wpadłam na Ciebie. Upadłam na chodnik tak bezwładnie.

-Przepraszam, Panią bardzo. Ja nie zauważyłem, że Pani. Wszystko w porządku – zapytałeś. Nie poznałeś mnie. Ja początkowo też Cię nie poznałam.

-Nie nic mi nie jest. To ja przepraszam.- Podniosłam wzrok na Ciebie. Wyprzystojniałeś. Oczy miałeś nadal takie same beztroskie. Pełne nadziei.

-Marysia?- powiedziałeś a ja odpowiedziałam skinieniem głowy- Boże minęło tyle lat. Co u Ciebie- zapytałeś, a ja znów poczułam, że tak bardzo Cię kocham. Że mi Cię brakowało. Po chwili zakryłam dłonią usta. Brwi utworzyły jedną prostą linie, a oczy wytworzyły rwący strumień łez.

-Przepraszam, ale muszę iść –powiedziałam wyminęłam Cię i niemal biegiem udałam się w kierunku mieszkania.  Gdy przekroczyłam próg kawalerki moje serce pękło już na dobre, a niemy krzyk duszy zmienił się w prawdziwy krzyk.  Krzyczałam tak przeraźliwie niszcząc cały dom. Tak dom. Dom który kochałam dzięki tej małej istocie, bez niej znów stał się bezwartościowy. Kuchenne talerze niemal wszystkie obróciły się w ostre kawałki, podobnie jak lustro w łazience. Wszelkie zdjęcia z półek rzucałam z impetem o drewnianą podłogę. Zauważyłam rzecz, która niegdyś sprawiała mi radość- fortepian. Otworzyłam klapę która chroniła klawisze. Palcem wskazującym dotknęłam jednego z klawiszy, a instrument wydał dźwięk wtedy dla mnie nie do zniesienia. Łzy spadały już jak chciały. Wzięłam krzesło stojące nieopodal i z całych sił uderzałam nim o klawisze instrumentu które pod wpływem siły łamały się lub wypadały. Niszczyłam mieszkanie w kilka minut, a mi wydawało się, że to całe godziny. Z wyczerpania upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie słyszałam kiedy wszedłeś do mieszkania. Podbiegłeś do mnie i tak po prostu przytuliłeś. Zatopiłam twarz w zagłębieniu Twojej szyi i zaciągałam zapachem perfum jakby były najdroższym narkotykiem na ziemi. Nic  nie mówiłeś. Kołysałeś lekko na boki. Głaskałeś włosy.



Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce. Wojtek to właśnie Ty wyciągnąłeś mnie z depresji. Widziałam w Twoich oczach to uczucie. Wiedziałam, że ono nigdy nie zgasło i nigdy nie zgaśnie. Nie byłam osobą odpowiednią do kochania. Byłam osobą, która upadki na samo dno miała wpisane w życiorys.  Jesteśmy razem już 4 lata. 4 lata temu straciłam syna. Nigdy nie będzie nikogo, kto by go zastąpił. Kocham Cię. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałeś mi, że jeśli okaże się błędem to będzie to najpiękniejszy błąd w Twoim życiu, którego nigdy nie zapomnisz. Mogę też się najpewniejszą osobą która zmieni Twoje życie na inne. Ty moje zmieniłeś.

___________
Trochę mnie tu nie było. Zapewne nie tęskniłyście. 

PRZED WAMI JAK WIDZICIE HISTORIA Z WŁODARCZYKIEM. (mało udana)

Ostatnio ciepałam na okropny i wielki przez duże w brak jakiejkolwiek weny. Napisanie u Was choćby najmniejszego komentarza sprawiało mi ból intelektualny. Strasznie okropne jest uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie możesz skleić choćby jednego sensownego zdania. Lecz nie zgadniecie kto mnie odblokował i wyprowadził z tej ciemnej dupci- otóż moim rycerzem stał się Grzesiu Kosok razem z Wojtkiem Grzybem, którzy tak słodko i idealnie prezentowali się na filmiku z badań rzeszowskiego mistrza. No i Kosa i jego dziewczyna dali mi wenę dzięki której jestem już kilka rozdziałów do przodu.

Zapraszam serdecznie na historię, całkiem nową o Miśku Kubiaku LINK.

Brakuje mi bohaterów do tego opowiadania. Macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach.

Nie przedłużam. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA i  ZOSTAWIANIA JAKIEGOKOLWIEK ŚLADU PO SOBIE.

Pozdrawiam Anka

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Miłość




MIŁOŚĆ


Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Może lepiej zacząć od tego: Czym jest miłość ? Czy to tylko chwilowy stan uniesienia emocjonalnego ? Czy może jednak cielesność i zadowolenie jakie mogą Ci przynieść jego szybkie i stanowcze ruchy bioder? Czy miłość to zaufanie i poczucie bezpieczeństwa? Czy miłość to tylko przyzwyczajenie ? A może miłość to bycie ze sobą na dobre i na złe ? Miłość będzie wtedy ,gdy będziesz trzymał mi włosy bo mój żołądek nie wytrzymuje już kolejnej dawki alkoholu.  Miłość jest wtedy gdy chcesz przychylić mi nieba, a za mnie dałbyś się pokroić bez zbędnego znieczulenia. Bo twoim znieczuleniem będzie miłość. Prawda ? Nie wiem, czy miłość to stado motyli urządzających sobie kładkę w Ciechocinku w twoim żołądku. Ja bynajmniej tego nie czułam. Ja wiedziałam, że gdy moje oczy nie ujrzą Twojej sylwetki. Twoich uniesionych kącików ust. Kiedy uszy nie usłyszą melancholijności Twojego głosu, to moje płuca przestaną wentylować powietrze, a ciało rozpadnie się na milion kawałków. I będzie cicho. Będzie nicość. Będę słuchać tylko bicia Twojego serca, które będzie ukojeniem dla mojej duszy.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Nigdy nie potrafiłam rozpamiętywać tego co było. Zmieniłam się. Zmieniłam się o 360 stopni. Dziś, gdy świętuje w samotności złoto olimpijskie i poprzedzające je tytuł dwukrotnego mistrza Polski  siedząc na parapecie w moim małym łódzkim mieszkaniu wspominam to, co było motorem napędowym dla mojego życia. Wspominam przy lampce wina o tym jak ja zwykły babochłop poznał Ciebie. Pana idealnego. Bożyszcza kobiet, które przeżywają orgazm tylko na widok Twoich szaro-błękitnych tęczówek i lubieżnego uśmiechu. Nigdy nie przeszkadzały Ci piski i jęki Twoich małoletnich fanek zawsze śmiałam się, że zwinie Cię kurator za jedno mrugnięcie okiem. Wiesz podobno nasze życie to ¼ mrugnięcia oka. Ciekawe czy to prawda ? Moje życie miało swój początek w dniu w którym Cię poznałam. Dziś jestem inną kobietą. Silną.  A Ty pan idealny z nienagannie ułożoną grzywką na żel oraz perfekcyjnie dobranym strojem zawojowałeś mój świat. Miałeś być idealny. Okazałeś się zwykłym pantoflarzem i kłamcą, a ja jak głupi czerwony kapturek uwierzyłam złemu wilkowi ,którym byłeś Ty. Nie łatwo jest słuchać o swoich wadach. Moją największą wadą, a zarazem zaletą byłeś Ty Michał.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Wszystko to zaczęło się jakiś rok temu, gdy byłam na dodatkowym treningu. Nienawidziłam być oczkiem w głowie trenera, bo gdy inne dziewczyny robiły na treningu 150 km ja robiłam 250km. Zastanawiacie się kim jestem otóż jestem sportowcem z zawodu i umiłowania. Moje serce owładnęło kolarstwo szosowe. Kiedyś czytałam, że gdy kolarz uczestniczy w kraksie upadając już szuka swojego roweru. Wsiada jak najszybciej na niego i goni peleton nie zważając na skapującą na ulice krew, a piłkarz teatralnie układa się na murawie, by wywalczyć coś sobą, a przecież to nie pieprzony teatr. Wracając jechałam sobie samotnie jedną z peryferyjnych dróżek. Na liczniku miałam grubo po 40km/h, a ty niczym wielki Panicz zajechałeś mi drogę. Potem w moim mózgu zadziało się wiele. Upadłam na ziemie, nie mogłam dostrzec roweru. Wstałam szybko ,by go odnaleźć. Znalazłam. Przednie koło scentrowane plus nowy karbonowy widelec do wymiany. Zauważyłam również, że suport nie jest dobry, jednym słowem rower do klubowego mechanika na małą odnowę. Strasznie się zdenerwowałam, bo przecież rower dla mnie to jak dla Kubicy jego bolid. Wysiadłeś z auta. Zaczęłam na ciebie krzyczeć. Chciałeś coś powiedzieć, a wtedy ja zauważyłam przedartą getrę na kolanie. Moja złość wskoczyła na poziom maksymalny. Wyzywałam cię ostatecznie, by potem usiąść na krawężniku i zadzwonić po trenera, który zjawił się po 30 minutach. Gdy mnie zobaczył koloryt jego twarzy zmienił się z ładnej opalenizny na kolor białej szpitalnej ściany. Łuk brwiowy pęknięty  brunatna ciecz zaznaczyła sobie drogę na moim policzku. Obojczyk podobnie jak i kolano-krwawiący. Nie chciałam jechać do szpitala. Rany zaklejono plastrami. Potem trener  zapiął rower na dach klubowego auta. Dostałeś ode mnie wizytówkę ,bo ktoś musi zapłacić za mój rower. Znaczy pokryć szkody. Nie wzywałam policji ja chciałam aby mój rower wrócił.  Tak się poznaliśmy pamiętasz ? Długo Ci do zajęło byś mnie do siebie przekonał. Byś się do mnie zbliżył. Ja głupia Ci uległam. Ale dziękuje Ci za to po tym wszystkim to chyba dzięki Tobie zdobyłam to mistrzostwo Polski, a dokładnie podwójne. Dałeś mi kopa. Porządnego. Wyżyłam się na tej trasie i wykręciłam najlepszy wynik.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Pamiętam jak mówiłeś, że jej nie kochasz, że to już koniec. Koniec waszego małżeństwa. Ale co z owocem waszej miłości. Owocem szybkich ruchów Twoich bioder. Co z nim ? Pozwolisz mu na cierpienie i krzywe spojrzenia społeczeństwa. Pozwolisz, żeby inne dzieci się z niego śmiały, bo tatuś nie kocha już mamusi. Wytłumaczysz mu, że w jego życiu pojawi się nowa ciocia ? Nowa mamusia? A może w ogóle mnie nie przedstawisz i będziesz wpadał do mnie za potrzeba ? Za potrzebą wyżycia się ? Za potrzebą wypłakania się w moje ramię.  Okazało się to, czego bałam się najbardziej. Jak tylko mogłeś tuszowałeś naszą znajomość. W końcu nie ma czego się dziwić, że byłam tylko dziwką na Twoje nocne wypady. Że byłam tylko pluszową zabawką małego chłopczyka. Początkowo było mi z tym bardzo dobrze. Tak jak mówiłam tylko na początku. Dobrze, że nasza znajomość trwała tyle i ,że tylko trochę się od Ciebie uzależniłam.  W sumie to i teraz dzisiejszego dnia, w którym powinnam świętować z trenerem i dziewczynami siedzę i wspominam i wiesz Misiu , tęsknie za Tobą.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Mimo ,że znaliśmy się te 365 dni to ja się w Tobie zakochałam. W sumie dziś już nie wiem, czy to było zakochanie czy zauroczenie. W każdym bądź razie nie wyobrażałam sobie kolejnych dni bez Ciebie. Kiedyś rozmawialiśmy i mówiłam Ci, że nie chce być postrzegana jako ta co niszczy idealne małżeństwa. Ty mówiłeś, że to koniec.  Zaczęłam trenować więcej przez te pół roku. Byłam nastawiona na najważniejszą imprezę w sezonie. Byłam głodna zwycięstwa. Kto ma Mistrza Polski ten jedzie na Olimpiadę. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Brakowało mi tak niewiele, a zarazem tak dużo.  Po wieczorze i poranku spędzonym z Tobą trening był lepszy, kręcenie nogami mimo bólu i zacisków mięśni cieszyło.  Moje nogi dawały coraz lepsze czasy. Miałam coraz więcej siły.  Będąc z Tobą udało mi się zdobyć podwójnego Mistrza Polski. Cieszyłam się tym jak małe dziecko. Nie wiem jak udało mi się tego dokonać. Wiedziałam, że jest wiele lepszych zawodniczek ode mnie. Na czasówce byłam szybsza tylko o 2 sekundy to tak niewiele. Natomiast w wyścigu ze startu głównego nie miałam sobie równych, bo wjechałam przed głównym peletonem minutę i 34 sekundy wcześniej, bo zadecydowałam się na ucieczkę. Samotną. Byłam szczęśliwa. Mojego niby chłopka nie było przy mnie. Był sobie z żoną i synem na wakacjach. Wmawiałam sobie nieudolnie, że nie mam nic przeciwko temu, natomiast moje serce krzyczało. Nie chciałam o tym myśleć. Zadecydowałam jednak, że trzeba to zakończyć. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do niego. Znaczy ,gdy usłyszałam jego ciche i zaskakująco pociągające ‘Halo’ chciałam się rozmyślić lecz postanowiłam coś, a ja Nikola Wrześniewska zawsze dotrzymuje słowa.

„Wiesz Michał, czas zakończyć coś co nie powinno mieć w ogóle swojego początku. Ty masz rodzinę. Masz syna. Nie mogę tego dalej niszczyć. Nie potrafię być z Tobą wiedząc, że teraz leżycie ze sobą na ciepłym piasku i nawet ona nie wie o Twoim obliczu w mojej sypialni. Ona nie wie co się dzieje.  Wiem, że dla Ciebie jestem tylko cielesną zabawką, ale ja już tak nie potrafię. Przepraszam. A i wiedz, że Twoja żona nie dowie się o Twoich podbojach. To zostanie między nami Michaś, tylko między nami”
„Nikola, proszę Cię ja już Ci to kilkukrotnie tłumaczyłem. Nie kocham jej. Wiem, że czujesz się zagubiona. Oszukana. Ale ja mam syna i te wakacje są dla niego. Jak wrócę to musimy się spotkać. Porozmawiać.”


„ Przykro mi Michał, ale nie spotkamy się. Właśnie masz syna. Powinieneś o nim myśleć i być ze swoją żoną. Być z nią. Tworzyć rodzinę dla swojego syna. Jak wrócisz to mnie nie będzie w Łodzi. Będę na zgrupowaniu.”- Wypowiadając te słowa rozłączyłam się by opaść na poduszkę i dać upust emocjom.  Potem zostało mi zgrupowanie i tak bardzo upragniona Londyńska Olimpiada. W wiosce zauważyłeś mnie. Pamiętasz? Nasze spojrzenia się krzyżowały. Uśmiechnęłam się nikle i odeszłam.  Tobie nie udało się zawojować Londyńskiej ziemi. Mnie wręcz przeciwnie. Złoto Olimpijskie ze startu wspólnego.  Znów nie dałam szans innym zawodniczkom, bo wjechałam tym razem 2 minuty przed peletonem. Nie wiedziałam jak tego dokonałam. Bo w połowie trasy brałam udział w dosyć dużej kraksie. Pozbierałam się i udało mi się uciec. Tym razem nie w samotności ale jeszcze z dwoma zawodniczkami. Do mety zostało około kilometra, a ja już wiedziałam ,że medal Olimpijski już mam. Ale z jakiego kruszcu. Postanowiłam zawalczyć. Ten ostatni raz mimo, że byłam już na skraju wykończenia fizycznego.  Złapałam rękoma kozła zaparłam się ostatkiem sił zaczęłam swój finisz.  Na ostatnich metrach już krzyczałam. Wjeżdżając na kreski  z napisem meta usłyszałam głos speakera który mówił ‘ Lady’s and gentelman’s the gold medal In cycling Road it is for Nikola Wrzesneska In Poland. Congratulation”  Po chwili ludzie mnie otoczyli ja chciałam tylko dojechać do reprezentacyjnego trenera i zejść z roweru,  i po prostu odpocząć. Nie mogłam go nigdzie dostrzec. Wypięłam nogi z pedałów. Zeszłam z roweru. Położyłam go na płask na londyńskiej drodze i po prostu usiadłam koło niego zatapiając twarz w dłonie. Łzy szczęścia zaczęły swoją wędrówkę. Po chwili znalazł się koło mnie sztab medyczny i opatrzył krwawiącą nogę oraz łokieć. Byłam przeszczęśliwa. Po kilku minutach przyszedł trener wstałam i wtuliłam się w dosyć pokaźnego mężczyznę. I właśnie w tym momencie dostałam takiego energetycznego kopa.  Wstałam i zaczęłam skakać z uśmiechem na ustach. Paparazzi otoczyli mnie robiąc zdjęcia w euforii.  Musiałam udzielić wywiadu. Pierwszy raz w życiu. Dowiedziałam się ,że byłam pierwszą polką w historii która dokonała czegoś takiego. I, że dawno nie było wyścigu kobiet, gdzie ucieczka dojechała do mety i to jeszcze z zawodniczka biorącą udział w kraksie.  W wywiadzie podziękowałam Ci lekko. Mam nadzieję, że zrozumiałeś, że to dzięki Tobie.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Dlaczego dzięki Tobie ? Najpierw dawałeś mi siły bym stała się lepszym zawodnikiem. Pełnowartościowym. Mającym i siłę i szybkość. Potem tak bardzo Cię nienawidziłam, że również dało mi to siły. Nie załamałam się lecz pracowałam jeszcze ciężej. Bałam się, że nie wytrzymam presji imprezy jednak udało się.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ? Wydaje mi się, że nie. Byłam Twoją kilkunocną przygodą. Byłam kimś na kim mogłeś sobie odreagować zły dzień, zły trening. Byłam potem na Twoim meczu. Nie widziałam w Twoich oczach, żebyś cierpiał po mojej stracie. Wręcz przeciwnie tworzyłeś piękny obrazek ze swoją żoną i synem. Cieszę się, że Ci się powiodło. Muszę Ci powiedzieć, że byłeś najlepszą rzeczą i najlepszym człowiekiem na jakiego mogłam trafić w swoim 23 letnim życiu. Teraz życzę Ci wszystkiego w tej zimnej Rosji. Dziękuje Ci Misiu . Dziękuje za wszystko.

_________

Jestem i tu po dosyć długiej nieobecności. 
Nie wiem ile jeszcze umieszczę tu rozdziałów, kilka. 

Rozdział ten dedykowany jest JULCE, bo tylko Ty kochasz tak Winiara jak ja kocham Piotrka. 

Nie przedłużam. Zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam Annie

piątek, 12 lipca 2013

Samotność



SAMOTNOŚĆ


Co nazywamy samotnością ? Czym jest samotność ducha ? A, czym samotność ciała ? Czy samotnością ciała możemy nazwać brak bliskiej osoby pod względem fizycznym? Brak pocałunków ? Pieszczot? Pięknych piwnych spojrzeń ? Zaciętych gestów i słów wypowiadanych milion na minutę. Co to jest samotność ? 
Wydaje mi się, że nie ma jakiejś dokładnej definicji samotności. Moim zdaniem jest to choroba jak najbardziej XXI wieku, bo otoczeni jesteśmy z każdej strony ludźmi. Pani w warzywniaku obcina mnie zalotnym spojrzeniem, a w myślach mówi ‘Ach, to ten siatkarz. Ten mistrz Polski. Boże co ja powinnam powiedzieć, żeby się nie skompromitować’ i właśnie dzięki takiemu stereotypowemu myśleniu zostałem samotny. No może nie tylko. Mogę również podziękować sobie i swojej głupocie. Otóż smak samotności 
poznałem jak odeszłaś. Jak zostawiłaś mnie samego Ninka.


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Początkowo gdy odeszłaś było mi nawet dobrze. Tak, zachowałem się jak idiota. Debil. Cham. Prostak. Człowiek bez wykształcenia i perspektyw na przyszłość. Już wiem jak się czułaś, gdy zostawiałem Cię w domu i wychodziłem z Kosą na piwo. Teraz wiem jak się czułaś, gdy byłem w Spale czy na treningu, a Ty moja największa gwiazda siedziałaś w domu.  Minęło kilka dni, a moje serce przestało bić tak jak biło. Moje oczy nie miały już tego blasku. Gra nie była taka jakbym oczekiwał. Coś tak jakby ze mnie uleciało. Może to ja i moja gra się wypaliła i byłem tylko jednym z przeciętnych graczy ? Chyba wiem co było moim akumulatorem. Co było moim szczęściem. Co było moim natchnieniem. Co, a raczej kto ?


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Myślałem, że taki gość jak ja może mieć każdą dziewczynę jaką tylko zapragnie. No właśnie i tu wystąpił mój kolejny debilizm. Może i dziewczyny lgnęły do mnie jak ćma do płomienia aromatycznej świecy. Tylko co z tego ? Żadna z nich nie była tak piękna. Tak delikatna, a zarazem tak ostra jak Ty. Żadna z nich nie rzuciłaby dla byle jakiego wówczas chłopaka z Międzyborowa i nie wyprowadziłaby się z nim do Częstochowy, by mógł on spełniać swe marzenia. By zostać siatkarzykiem. W Częstochowie nie zawitaliśmy długo, by w rezultacie kilka sezonów spędzić wspólnie w stolicy Podkarpacia.  Mogę to powiedzieć dziś z wielką ręką położoną na zimnym już sercu, że zmieniłem się. Po pierwszym zdobyciu mistrzostwa Polski przez moją kochaną Sovie poprzewracało mi się w główce. Na złe oczywiście. Nie byłem już tym samym cichym Piotrkiem. Emocje buzowały we mnie jakbym miał 12 lat i był pełen testosteronu. Mój język stał się niewyparzony. Nie trudno mi było zbajerować laskę choćby na Twoich oczach. Byłem takim prostakiem. Nawet nie wiem co czułaś i nie chce wiedzieć nie poradziłbym sobie.


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Zawsze wmawiałem sobie swoją niewinność. Tak jak alkoholik wmawia innym ,że brzydzi się alkoholem. Jednak jednego byłem pewien nigdy, ale to przenigdy Cię nie zdradziłem. A Ty w sumie wiedziałaś, że byłbym do tego zdolny. Nowy Piotrek był do tego zdolny. Pewnego dnia znów długo nie wracałem z treningu zaszywając się z Kosą w jakiejś spelunie, gdzie byle lafirynda jest adresatem szczeniackich podrywów. Siedziałaś znów sama. Odpaliłaś laptopa. Weszłaś na portale. Zauważyłaś zdjęcie. Moje właśnie z powyższą lafiryndą. Siedziała mi na kolanach. Nic więcej. Tego już nie wytrzymałaś. Otworzyłaś okno w sypialni i moje wszystkie ciuchy, puchary wylądowały na przyblokowym ogródku. Gdy to zauważyłem wpadłem na górę jak postrzelony. Przepraszałem. Tłumaczyłem. Błagałem. Na darmo. W sumie sam sobie nie wierzyłem. Zwątpiłem. Teraz żałuje, że nie zawalczyłem o Ciebie. O nas. Przecież wtedy byłem ‘mądrzejszy’


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem samotny. Cholernie samotny


Tęsknie za Tobą Ninuś. Za zapachem Twojego kokosowego żelu pod prysznic. Tęsknie za miękkością Twoich pięknych włosów. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Wyjechałaś. Nie wiem jak zawalczyć. Teraz chodź minęło już prawie 5 miesięcy. Kupiłem sobie psa. Miał trochę mnie podbudować. Pomóc zapomnieć. Nieudolnie. Postanowiłem przejechać się do Ciebie. Porozmawiać. Może jestem głupi, ale chce mieć Cię przy sobie. Budzić się i zasypiać. Jeść śniadanie i kolacje. Jestem głupi. Głupi z miłości.


Cześć jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem samotny. Cholernie samotny.


Tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Stoję przed bramą wjazdową do domu Twoich rodziców. Kaptur zasłania mi głowę. Bo dziś nawet niebo płacze. Płacze przez moją głupotę. Zadzwoniłem dzwonkiem. Zgodziłaś się wyjść. Potem spotkaliśmy się kolejny raz. Kolejny. Kolejny. Teraz jesteśmy znów razem w Rzeszowie. Wybaczyłaś mi. Jestem szczęściarzem.


Cześć jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem zakochany. Szaleńczo zakochany. Słowo samotność nie jest mi już znane, bo mam przy sobie osobę która jest moim światem. Jest porankiem i wieczorem. Jest chłodnym deszczem i gorącym słońcem. Jest kwaśną cytryną i słodką maliną. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Czasami zastanawiam się jakbym żył bez niej. Czy byłbym szczęśliwy, czy umierał na chorobę zwaną samotnością? Pewnie tak. Nikomu nie życzę tej choroby. Nawet wrogowi.  Dzięki naszej rozłące uświadomiłem sobie czym jest miłość. Czym jest strata tlenu dla płuc. Jesteś moim tlenem.  Zerwałem kontakt z ‘fajnym i rozerwanym Piotrkiem’ i wróciłem do swojej prawdziwej osobowości. Osobowości gdzie jesteś mą królową.

______
Pierwszy raz napisałam historię oczami siatkarza. Ostatnio ta perspektywa przypadła mi do gustu.
Jak nigdy, do gustu przypadł mi ostatni akapit tego opowiadania.
Jest właśnie 3 set. Przegrywamy. Boje się, dlatego też mało oglądam. Mojego natchnienia i osobistej męskiej nimfy nie ma już na boisku, ale jest drugi z trzech rzeszowskich muszkieterów. KOSA. 
Pamiętaj Anka 'Dumni po zwycięstwie. Wierni po przegranej'
Zapraszam do komentowania , bo zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga. 
Pozdrawiam A.

czwartek, 4 lipca 2013

Wiatr


WIATR



Wyobraź sobie, że leżysz na łące. Łące pełnej żółtych kwiatów mlecza, niektóre z nich są już przekwitnięte i tworzą dorodne ‘dmuchawce’. Do Twojej małżowiny usznej i bębenków dopływa przyjemny baryton nabrzmiałego bąka. Jest Ci tak błogo. Wspaniale. Niepowtarzalnie. Wyobrażasz to sobie ? Twoje nagie ramiona głaszcze ciepły wiatr. Wiatr to on odpędza Twoje myśli. To on jest ostatnim mężczyzną którego dotyk czujesz przed śmiercią.. Wiatr stał się moim ukojeniem. Był pomocną dłonią która kroczyła ze mną w nowy lepszy świat. Ale czy na pewno ?


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


W średniowiecznej Anglii czy Szkocji, gdy ktoś z ludu umarł to ciała palono lub składano na łodzi by nieboszczyk popłynął w swój ostatni rejs. Ciało obracało się w pył przez  rzuconą na tratwę pochodnie. Ja też zostałam wrzucona do wody.


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Nie można do najmilszych uczuć zaliczyć heroiczną walkę Twoich płuc z wodą. Chcesz żyć, a nie możesz. Chcesz złapać oddech, a nie możesz. Z każdej strony otacza się śmierdząca woda. Pasy bezpieczeństwa jak na złość zablokowały się tak, że nie możesz ich odpiąć. Przeciąć też nie masz czym. Wiesz co to oznacza. Nie będziesz wstrzymywać oddechu bez przerwy. To droga bez wyjścia. Śmierć przez utonięcie jest to chyba najgorsza z możliwych śmierci. Bo walczysz, mimo że wiesz, że ta walka jest przegrana na samym starcie. Jest to Twoja mała walka z wiatrakami. Twoje odruchy fizjologiczne nadal dobrze działają, otóż łapiesz ostatni oddech który okazuje się zwieńczeniem Twojego życia.  Łapczywy haust powietrza podpisuje cyrograf dotyczący Twojego marnego bytu. Trudno opisać uczucie napływającej wody do pęcherzyków płucnych. Trudno opisać również śmierć. Ale nie bój się. Zrobię to dla Ciebie. Opowiem Ci swoją śmierć Michał.
  

Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Myślę, że moja śmierć powinna być dla Ciebie pewnego typu znakiem. Przepowiednią. Widocznie moje życie przy Twoim boku nie było nam pisane. Może właśnie teraz znajdziesz osobę którą pokochasz jeszcze mocniej niż mnie. Może będziecie się bardziej uzupełniać. Da Ci dzieci. Ja umierałam w przekonaniu, że jestem kochana. Ja umierałam kochając. Ciebie Michał. Nigdy ,ale to przenigdy nie wmawiaj sobie ,że moja śmierć była przez Ciebie. Bo tak nie było. Teraz chciałabym abyś wiedział i zobaczył, a może i nawet odtworzył sobie ostatni dzień mojego życie. Mojego dnia życia bez Ciebie.


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Może gdyby nasza rozmowa potoczyła się inaczej. Może gdybym zachowała się inaczej to jeszcze bym żyła. Jeszcze bym czuła woń Twoich perfum. Może byłabym teraz otoczona Twoimi silnymi ramionami. A może leżałabym z Tobą pod satynową kołdrą.  Teraz to możemy tylko gdybać. Bo co by było gdyby ?


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Myślałam, że ten dzień zaowocuje tylko ostrą wymianą zdań która ostatnio była na porządku dziennym. Pokłóciliśmy się. Ja pełna emocji. Złych emocji kłębiących się w mojej głowie wybiegłam z Twojego mieszkania kierując swe kroki ku aucie. Gdy tylko schroniłam się pod dachem samochodu niebo zaczęło płakać. Może to anioły płakały widząc moją sytuacje. Przekręcam kluczyk w stacyjce, by silnik zaczął pracować. Po kilku minutach drogi prowadzą mnie za miasto. Wyjeżdżam. Nie wiem w jakim kierunku.  Jestem spokojna. Opanowana. Jakbym wiedziała to, co zaraz ma nastąpić. Nagle niczym słup przede mną wyrasta dorodny jeleń. Ale skąd w środku nocy, na środku drogi znalazł się jeleń? I to jeszcze w taką pogodę. Mam dwie opcje. Śmierć lub dosyć poważny wypadek jeśli wybierałabym uderzenie czołowe w zwierze lub unik. Unik, który okazał się równie śmiertelny co uderzenie z frontu. Jednak człowiek nie myśli w takich chwilach racjonalnie. Nie widziałam, że obok mnie jest wielkie jezioro do którego wpadłam, bo wybrałam drugą opcje. Gdy do pojazdu zaczyna wdzierać się woda, próbuje odpiąć pasy bezpieczeństwa bezskutecznie. Szarpie się z nimi coraz mocniej. Coraz mocniej  płacząc. Coraz mocniej przestając wierzyć, że wyjdę z tej opresji cało. Woda sięga już niemal sufitu. Wyciągam tułów jak najbardziej w kierunku księżyca, by jak najwięcej czerpać powietrza. Powietrza, które da mi życie. Nagle zamiast powietrza, do moich ust dostaje się woda. Kolejna minuta jest męczarnią. Czuje jak ciśnienie rozsadza mi głowę.I właśnie tak zakończyłam swoje życie. Tak minął mi dzień bez Ciebie -Bąkiewicz


Byłeś moim światełkiem  w tunelu i nadal nim jesteś. Nie tak wyobrażałam sobie kres mojego życia.  Chciałabym Ci Michaś życzyć szczęścia. Miłości. Wiedz, że prawie jak w małżeństwie nie opuściłam Cię, aż do śmierci. Może to takie szczeniackie, ale kochałam, kocham i będę Cie kochać. Podobno człowiek przed śmiercią widzi całe swoje życie. To teraz ja powracam do naszego pierwszego spotkania i chce czuć miły powiew wiatru na swej szyi. Pamiętaj Michaś, kocham Cię.

____
No i jak już to w czwartki bywa oddaje w Wasze rączki nowy kolejny rozdział.
Rozdział pisany wcześniej, ale ukryty w zakamarkach pulpitu i czekał na lepszą przyszłość i trafił na mój brak weny i tak oto został opublikowany. Błędy sprawdzane dziś po 26 godzinach pacy, więc od razu z góry przepraszam.
Zapraszam do komentowania i wyrażania jakiejś opinii.
Całuję A.

środa, 26 czerwca 2013

Utrata

UTRATA 







Tak niewiele trzeba trzeba by stracić życie. Tak niewiele trzeba by stracić szczęście. Tak niewiele trzeba by zatracić siebie. I tak było ze mną. Letnia już woda w wannie pachnąca mleczkiem kokosowym uspokaja. Tworzy pieprzoną idyllę. Siedzę i przypominam sobie chwile, dni, momenty które chce wymazać z pamięci. Wyrwać tą nieszczęsną kartkę z kalendarza. Może jestem głupia, ale nie chcę Cię znać Alek.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Wanna wypełniona kojącą wodą skłania również do refleksji. Już po raz ‘enty’ zastanawiam się nad wieloma decyzjami.. Nie żałuje żadnej. Może powinnam? No przecież to ja jestem tą która rozbiła na pokaz szablonowe małżeństwo. Małżeństwo  z dzieckiem bez szczęścia. Nie mogę też powiedzieć ,że ja dałam Ci to szczęście, bo tak nie było. Dawałam Ci siebie. Nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli ,że mogę Cię pokochać. Małe sprostowanie bałam się miłości. Bałam się kolejnej emocjonalnej zabawy mną. Bałam się ,że po kilku miło spędzonych nocach już się nie pojawisz się w moim rzeszowskim mieszkaniu. Bałam się ,że znajdziesz sobie inną naiwną ,która za jeden Twój uśmiech spełni każdą Twoją prośbę. Z dwojga złego nadal mogłeś wrócić do swojej żony z maską zazdrosnego i przykładnego męża.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Słodka woda w wannie miesza się ze słonymi łzami mojej spragnionej Ciebie duszy. Broniłam się przed miłością do Ciebie rękoma i nogami. Zapierałam się o każdy możliwy mebel w moim domu aby nie poczuć tych tańczących motylków w brzuchu. Nie dałam rady. Zwyczajnie pomachałam białą flagą wszystkiemu ,a dokładnie rozumowi ,bo serce i tak zrobiło co chciało. Wykorzystałeś to i zamiast odepchnąć mnie od siebie przyciągałeś jak magnes do lodówki i noc w noc rzucałeś o łóżko lub sadzałeś na kuchennym blacie. Teraz leże samotna w tej cholernej wannie rozsypując się na milion kawałków. Moje serce pękało każdego poranka jak szklanka rzucona o podłogę wieczorem, zaś sklejałeś je dokładnie ,ale mimo to zawsze brakowało jakiegoś małego kawałka tej żmudnej układanki. I tak powoli z dnia na dzień coraz bardziej się rozpadam. Jak mumia bez balsamu. Jak naklejka bez kleju. Moim problemem od kilku miesięcy byłeś Ty.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Jedynym zaskoczeniem dla mnie było to ,że jednak nie znalazłeś sobie innej.  Nie raz ani nie dwa mówiłam sobie ,że to już ostatnia spędzona wspólnie noc. Robiłam krok postępu by cofnąć się potem o trzy. Mama zawsze mówiła mi jak byłam młodsza ,żebym nigdy nie lokowała uczuć w zajętym mężczyźnie,  a ja co zrobiłam ? Własnie tam swe uczucia ulokowałam, Zachowując się szczeniacko. Mimo ,że wasza rodzina nie była szczęśliwa ja nie miałam prawa jej rozbijać. Zachowałam się jak rozpieszczone które chce zabawki. Ty byłeś moją zabawką.  Po jednej z naszych nocy dałam Ci klucze do mojej kawalerki. To nie było mądre. Nie wiem czemu to zrobiłam. To oznaczało jakbyśmy byli razem. Jedną całością. A nie byliśmy


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Nagle chce o tym wszystkim zapomnieć. Nie myślcie też ,że chce ze sobą skończyć ,bo to nie tak. Chce ,żeby ta zimna już woda odebrała ode mnie wszystkie wspomnienia. Wszystkie pragnienia. By odebrała mi Ciebie. W końcu nie odzywasz się już dwa tygodnie. Boli. Nagle słyszę dźwięk przekręcanych w zamku kluczy.  Tylko ty miałeś klucze do mojego mieszkania. Nogi samowolnie się ugięły by całe ciało mogło zanurzyć się w krzepiąco lodowatej wodzie. Słyszę już ledwo jak krzyczysz moje imię jak biegasz po mieszkaniu w moich poszukiwaniach. Twoim ostatnim punktem do sprawdzenia jest łazienka. Wpadasz do niej jak poparzony i wyciągasz moje ciało z wanny.

-Anka ,co Ty do cholery chciałaś zrobić ? Chciałaś się zabić ? Czy Ty jesteś normalna? Nie dałbym sobie 
rady bez Ciebie! Kocham Cię. Jesteś moim światem. Dostałem dziś rozwód. Możemy być razem. Anka tak bardzo Cię kocham-powiedziałeś ,a wręcz krzyczałeś. Tak bardzo brakowało mi tych dwóch słów. Słów których się bałam


-Alek , o nic nie pytaj tylko mnie pocałuj.

______
Rozdział skończony dla mnie jakoś dziwnie. Zawsze staram się wrócić w zakończeniu do 'refrenowej' kwestii a tu mi się zaburzyła moja harmonia. 
Teraz zastanawiam się czemu ten rozdział ,a nie ten o Bąku. Moje głupota level hard.
Wiem ,że to co jest wyżej nie należy do najlepszych rozdziałów, ostatnio cierpię na brak weny, dlatego powstają takie cosie.
Ale tak czy siak zapraszam do komentowania.\
Zapraszam.
Pozdrawiam serdecznie Annie.

czwartek, 20 czerwca 2013

Koło fortuny

KOŁO FORTUNY



Czy naszym życiem kierują przypadki? Czy to bezpośrednia fortuna pisze bieg naszego losu ? Nieodwracalnego losu? A może to my sami piszemy własny scenariusz ? Jedno jest pewne ktoś u góry ma plan. Jaki był nasz plan ? Chciałeś tego  ? Żałujesz ?  Według greckich i rzymskich uczonych naszym życiem kieruje przypadek. Koło fortuny decyduje o naszym bycie. Raz na dnie, raz na szczycie. Wiesz? To takie okrutne. Wiem jedno tamtego dnia to i Ty i ja napisaliśmy nasz własny scenariusz. Scenariusz perfekcyjny.


Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz?


Bałam się i nadal się boje. Boje się ,że nie spełnię pewnych oczekiwań. Nie wiem jak mam Ci to powiedzieć.  Borykam się z milionem pytań już od kilku dni. W głowie układam idealne formułki pełne pięknych wyrazów i określeń. Wystawiam sztukę monologu przed łazienkowym lustrem ,ale nie jestem przekonywująca. Gdybyś mi powiedział tak jak ja chce powiedzieć to Tobie ,to pewnie szybko spakowałabym torbę i wyprowadziła się z hukiem.

Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz ?

Wiesz ,pewnie wszyscy pomyślą ,że naciągnęłam Cię na dziecko i przez to będziesz się musiał ze mną ożenić. Bo jak to będzie wyglądało ,że młody, świetnie prosperujący siatkarz będzie miał dziecko z jakąś nikomu nieznaną dziewczyną z Krakowa. Skąd ja się w ogóle wzięłam w tym pieprzonym Bełchatowie ? Może lepiej było by żebyśmy się  w ogóle nie poznali? Co zrobię jak nie zechcesz tego dziecka ? Usunę go ? Czy będę je samotnie wychowywać ledwo łącząc koniec z końcem i odliczając dni do dziesiątego dnia każdego miesiąca. Ogólnie to Twoja matka nigdy za mną nie przepadała. Zawsze kwitowała mnie z dwuznacznymi tekstami ,które ja o dziwo wytrzymywałam. Przecież ,my nawet nie jesteśmy zaręczeni !!


Kochanie ,to nie był przypadek. Wiesz ?


Przecież ,tyle razy się zabezpieczaliśmy, ale był ten jeden raz. Ta sobotnia euforia po wygranym meczu to nasza nagroda. To nasze przekleństwo. Nigdy nie pomyślałabym ,że istota która rośnie pod moim sercem. Która czuje będzie kiedykolwiek nazwana przeze mnie błędem czy przekleństwem. Z mojej strony jest to kwiat naszej miłości. Mocno dojrzały owoc ,mimo że tak bardzo niespodziewany. Chciałbyś cofnąć czas ? Ja nie. Karol tego nie da się już odwołać. Musimy nauczyć się żyć z konsekwencją naszego wybryku. Musimy nauczyć się ,żyć z dzieckiem. Nie musisz brać ze mną ślubu. Możesz mnie nienawidzić ,bo przeze mnie Twoja kariera teraz obierze taką drogę ,a nie inną. Nie wiem co mam robić ? Odejść ? Czy zostać ? Być ? Czy trwać ?


Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz ?


Od dwóch miesięcy w moim brzuchu rozwija się mała istotka. Ale czy to już człowiek czy nadal płód ? Zdecydowanie osóbka ,którą kocham całym sercem. Wracasz z treningu. Zadzwoniłeś do mnie ,żebym się ładnie ubrała ,bo wychodzimy. Nie powiedziałeś gdzie. Wpadłam do łazienki jak poparzona. Szybki prysznic to błoga chwila która odpędziła moje domysły dotyczące dzisiejszego wieczora. Umalowałam się , podkręciłam włosy ,by ostatecznie włożyć na swoje lekko zaokrąglone ciało małą czarną ,a na stopy krwisto czerwone szpilki. Dopełnieniem było skropienie szyi Twoimi ulubionymi perfumami. Zjawiłeś się u mnie ,wcześniej odwiedzając swoje mieszkanie. Jak zwykle punktualny. W Twojej ręce znajdował się bukiet frezji. Wręczyłeś mi ,a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak bardzo szczery. Tak bardzo wyczekiwany. Składasz na mycy ustach delikatny pocałunek. Pieścisz ucho komplementami. Wsiadamy do auta i wywozisz mnie na Bełchatów.  Nie wiem  jaką niespodziankę dla mnie szykujesz. Zaciemniło się dlatego nie wiem gdzie jesteśmy. Widzę las. Nagle zatrzymujesz auto. Wychodzisz i idziesz w moim kierunku by otworzyć mi drzwi. Podajesz mi rękę. Idziemy kawałek a moim oczom ukazuje się polana pełna małych palących się świeczek. Słyszę w tle cichą muzykę.  Widzę również stół z talerzami i winem. Stół obsypany jest płatkami czerwonych róż. Siadamy. Jest idealnie.  Nagle muzyka przestaje grać. Zapada cisza. Zatapiam się w Twoich tęczówkach i myślę ‘chwilo trwaj’ wstajesz idziesz w moim kierunku. Klękasz na kolano by wypowiedzieć słowa ‘Kinga wyjdziesz za mnie’ a ja Tylko kiwam głową i wtulam się w Twoje ramiona. Silne ramiona. Męskie ramiona. Po chwili odrywam się ,by w końcu powiedzieć Ci o tym ,że zostaniesz ojcem.

-Karol, ja muszę Ci coś powiedzieć. Zrozumiem jeśli zerwiesz zaręczyny ze mną. Jeśli mnie znienawidzisz ja zrozumiem. To wszystko zniszczy.  Tak bardzo Cię przepraszam-mówię płacząc ,ale nie są to już łzy szczęścia ,a strachu. Strachu przed najgorszym.

-Kinia, uspokój się i mów wszystko od początku. Jak mogę Cię znienawidzić. Kocham Cię.- powiedział  stojąc tak blisko mnie ,że czułam jego oddech na szyi. Jego ręce powędrowały na moje ramiona dodając mi jako tako odwagi i poczucia bezpieczeństwa.

-Bo ja… Bo ja jestem w ciąży. Zostaniesz ojcem- zaczęłam się jąkać. Krok do tyłu dał mi pole do manewru. Pole do ucieczki. Nastała cisza słyszałam Twoje ciche ‘ale jak to’ ,przecież nie powiem Ci teraz jak się robi dzieci. Wiem ,że teraz nastała konsekwencja naszego czynu. Jednym pewnym ruchem zsuwam pierścionek ze swojego serdecznego palca kładę go na stole. Odwracam się i uciekam. Uciekam w stronę przystanku autobusowego. Musi gdzieś być. Moje kroki przekształcają się w bieg. Włosy opadają mi na twarz. Czarne łzy brudzą i niszczą misterny makijaż. Nagle czuje Twój dotyk na ramionach. Odwracasz mnie w swoim kierunku. Owijasz swoimi rękoma bym mogła się zatopić w woni Twoich perfum. Całujesz w czubek głowy. Czy mam to traktować jako pożegnanie ?

-Kinga jesteś w ciąży. Kocham Ciebie i nasze dziecko. Jak mogłaś pomyśleć ,że mogę Cię znienawidzić. Oboje jesteśmy dorośli. Wiedzieliśmy co robimy i co może się stać. Kocham Cię i zawsze będę. Wychowamy to dziecko na dobrego człowieka.  Ta mała istota nic nie zniszczyła ,a do końca dopełniła nasz związek. Boże Kinia ,tak bardzo Cię kocham.-powiedział wkładając na mój palec zrzucony wcześniej pierścionek.



Kochanie to nie był przypadek. Wiesz ? Wszystko potoczyło tak jak powinno się było potoczyć. Bałam się ,że mnie odrzucisz. Zostawisz. A wszystkie te domysły stały się złudzeniem. Jestem szczęśliwa. Mam już osoby ,które mnie spełniają. Stałam się matką. Stałam się żoną. Twoja matka uraczyła mnie uszczypliwym komentarzem ,że na pewno naciągam Cię na dziecko ,ale dałam jej tą satysfakcję i nic nie powiedziałam. Wiesz Karol ,tak bardzo Was kocham.

___
Przepraszam Was za to co jest wyżej. Cierpię strasznie na brak weny. W moim folderze ukryty jest również rzeszowski Alek , Winiar i Pit. Czekają na dobry moment i na kilka editów. 

Jeśli macie jakieś propozycje co do bohaterów to piszcie w komentarzach.

NO TO JUTRO POLACY POKAŻCIE ŻABOJADOM JAK SIĘ GRA W SIATKÓWCE W POLSCE. SZYBKIE 3:0 I DO DOMU.  <3 PIT EVER.

Jest Pit jest szczęście.

Kolejny rozdział przewiduje na czwartek ewentualnie piątek. Jeszcze raz zapraszam do komentowania

Pozdrawiam Annie. 

sobota, 15 czerwca 2013

Dotyk



DOTYK



Oświecenie to  epoka zaskakujących nurtów. Zaskakujących, a zarazem pięknych i innowacyjnych. Wiecie ,że każda z epok nawiązuje do poprzednich. A co z nami ? Czy nasze życie nawiązuje do innych bardziej mrocznych wcieleń ? Sensualizm jeden z oświeceniowych nurtów. Jego głównym kryterium jest poznanie przez dotyk czy inne zmysły. Dotyk, no właśnie nigdy nie wiedziałam ,że może doprowadzić do szaleństwa. Do obłędu. Kiedy kochasz kogoś ,a dokładnie mężczyznę tak bardzo to jego dotyk jest dla Ciebie oazą. Ucieczką. Ukojeniem ran. Gdy mnie dotykasz przez moje ciało przeszywa fala rozkoszy. Nawet nie wiesz ile mogą zrobić Twoje duże rączki


Nienawidzę Cię Łukasz.


Nikt z mojej rodziny nie popierał tego ,że jesteśmy razem. Mówili ,że nigdy nie pokochasz mnie tak mocno jak kochałeś swoją żonę. Żonę z którą nie dane było Ci być. Odpędzałam od nich te myśli. Tym bardziej od siebie. Teraz wiem ,że mieli racje. Tak wielką ,cholerną racje. Zostałam sama ,znaczy nie sama zostałam z Błażejem. Byłam od Ciebie młodsza. Dużo młodsza. W końcu 10 lat, to nie rok czy dwa. Nie przeszkadzało mi to ,bo przecież „ Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;” A teraz ja będę pamiętać ile dałeś mi złego. Niewątpliwie pewne jest to ,że dałeś mi jedną dobrą rzecz ,a raczej osobę. Dałeś mi syna.


Nienawidzę Cię Łukasz.


Byłam chyba Twoją dziewczyną z sąsiedztwa ,bo inaczej tego nazwać nie można. Mieszkałam w Sulechowie moje całe życie. Teraz musiałam się stamtąd przeprowadzić przez Ciebie. Nie mogłam patrzeć w pełne pogardy oczy Twojej matki. Kiedyś naprawdę wierzyłam w prawdziwą miłość. Wierzyłam w księcia na białym rumaku. Ty byłeś mi księciem na starym składaku. Zniszczyłeś mi życie. Moją idealną i mozolnie ułożoną układankę.


Nienawidzę Cię Łukasz.


Nasze pierwsze spotkania były perfekcyjne. Dawałeś mi moje ulubione herbaciane róże i kiwi w czekoladzie. Ja oferowałam Ci swój nieskazitelny uśmiech i to co najważniejsze ofiarowałam Ci moje serce. Karcę sama siebie ,że wtedy nie zastanowiłam się nad tym wszystkim dłużej. Że nie analizowałam Twoich słów dokładnie. Teraz wiem ,że wszystko było dziwne. Pamiętam ,że mówiłeś mi ,że nie lubisz się afiszować. Chciałeś być tajemniczy teraz wiem ,że byłam zwykłą kochanką. Kochałam Cię jak nikogo innego na świecie. Nie liczyło się dla mnie nic. Jak dziś pamiętam ten dzień. Było pochmurnie wracałam ze szkoły i zauważyłam ją wielką Panią wysiadającą na podjeździe Twoich rodziców. Wyszedłeś po nią i czule witałeś. Serce mi pękło. Nie odzywałeś się do mnie przez tydzień do póki nie wyjechała a Ty nie poczułeś rządzy swoich majtek.


Nienawidzę Cię Łukasz.


Przyszedłeś do mnie jak gdyby nigdy nic. Wszedłeś na górę do mojego pokoju. Nie potrafiłam Ci wybaczyć. Nie potrafiłam Ci zaufać. Tłumaczyłeś ,że wasze małżeństwo już jest w rozsypce ,że to początek końca. Mówiłeś ,ze kochasz. Że tęsknisz.To czemu do cholery przez tydzień nie dawałeś znaku życia ? Kurwa, Łukasz opamiętaj się! Po kilku dniach znów wyjechałeś do tej swojej cholernej i zimnej Rosji zabierając ze sobą skrawek mojego serca ,które nie umiało już funkcjonować. Funkcjonować bez Ciebie.  Po niecałym roku znów wróciłeś. Niby na urlop. Znów sam. A ja zmieniłam się. Nie byłam już cicha. Nie byłam już taka naiwna. Nie byłam już blondynką, a czarną siksą nie znającą przebaczenia. Wróciłeś ,a gdy znów Cię ujrzałam wróciło wszystko. Wróciłam stara ja. Znów zbajerowałeś. Byłam Twoja cała Twoja. Cieleśnie i psychicznie. Nie liczyło się nic innego tylko Ty. Wpierdzieliłam się w martwe koło w tą samą dziwną sytuacje. Pieprzone deja vi. Znów nastał ten dzień. Dzień w którym znów wszystko legło w gruzach. Wróciłam do domu ,a niespodziewanie w moich drzwiach zjawiła się Twoja matka rzucając w moim kierunku milion obelg. Okazało się ,że dalej jesteś ze swoją żoną ,że spodziewacie się dziecka. Poczułam się jak zwykła dziwka. Jak nic niewarty człowiek. Nic. Zero. Śmieć


Nienawidzę Cię Łukasz.


Ludzie chyba dowiedzieli się o naszym incydencie. O mojej miłości. O Twoim kłamstwie. Załamałam się. Nie wychodziłam z domu. Chciałam uciec od krzywych spojrzeń. Od cichych szeptów na mój temat.  Wyprowadziłam się do Częstochowy i właśnie tam okazało się ,że noszę pod sercem Twoją małą kopie. Nie wiedziałam co zrobić. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Brak pieniędzy. Brak perspektyw i studia. W mojej głowie kołatało się wiele myśli jedną z nich była aborcja. Wtedy poznałam innego chłopaka. Szybko wybił mi z głowy pomysł aborcji. Pomógł zarobić, pomógł znaleźć mieszkanie. Właściwie to on pokazał mi co to znaczy prawdziwie i bezinteresownie kogoś kochać. Nie wiedziałam co to znaczy kochać innego mężczyznę. W mojej głowie zawsze byłeś i zawsze będziesz Ty Łukasz. Minęło już kilka lat ,a Ty dalej siedzisz w tej Rosji. Mój syn ,bo Ty nie jesteś jego ojcem ma już 2 lata.




Nienawidzę Cię Łukasz. Kiedyś nie potrafiłam  tego powiedzieć. Myślałam ,że kochasz. Jednak myliłam się. Popełniłam wiele błędów. Myślałam ,że byłeś moim przeznaczeniem okazało się inaczej. Byłeś młodzieńczym błędem pełnym konsekwencji. Myślałam ,że odbierasz mi wszystko. Myślałam ,że dziecko to koniec. Teraz wiem jak bardzo się myliłam. Dałeś mi najwspanialsze osoby jakie mogłeś mi dać. Dałeś mi syna. Dałeś mi męża. Dziś będzie dla Ciebie wielki dzień , mecz z Brazylią. Siedzimy z Adamem i Błażejem blisko ławki dla rezerwowych więc widzisz mnie ,gdy schodzisz na przerwę. Uśmiechasz się a MÓJ syn do Ciebie macha. Mały fan żyjący w nieświadomości i tak już zostanie na zawsze. Nienawidzę Cie Łukasz.

____

Tadumm tss. Ten rozdział zaraz po napisaniu nie należał do moich ulubionych ,ale dzięki piosence do której link jest wyżej zaczęłam postrzegać to coś jako coś nawet dobrego.

Rozdział o Igle nie należał do najlepszych. Nie mam ostatnio weny na dobre rozdziały. Nie wiem czemu. Jest mi źle z tego powodu. Mam nadzieję ,że moja siostra  wena i córka wiara w mój jako taki "zmysł" tworzenia jeszcze powróci.

Zapraszam do komentowania ,wystarczy buźka zwykłe proste słowo a przynajmniej wiem ,że ktoś czyta, ale tracę w to nadzieję ,coraz bardziej

Pozdrawiam Annie

wtorek, 11 czerwca 2013

Spełnienie




SPEŁNIENIE





Jak poczuć się spełnionym ? I kiedy wiadomo ,że nasze życie jest spełnione ? Czy spełnieniem można nazwać zdobycie wymarzonej pracy ? A może spełnieniem jest ciepły dom ? Jakie to uczucie gdy Twoje życie dobiega końca a Ty wiesz ,że jesteś spełniony ? Wiesz ,że każdą mikrosekundę swojego życia przeżyłeś właśnie tak jak sobie wcześniej zaplanowałeś ? Jeden najmniejszy błąd może Cię maksymalnie oddalić od upragnionego wcześniej szczęścia.


Śpiesz się. Zegar tyka.


Dla mojej córki czy syna szczytem spełnienia jest dostanie piątki ze szkolnego przedmiotu. Szczytem spełnienia dla moich dzieci jest wypowiedzenie przez Ciebie kilku słów. Tak bardzo banalnych jeśli się to naprawdę czuje. „Kocham Cię” , czy „Tak synu. Jestem z Ciebie dumny”. Chciałabym z Tobą porozmawiać ,ale przecież jesteś po meczu a może nawet po bardzo ciężkim treningu.  Zauważyłam ,że przestałeś dostrzegać pewne rzeczy. Widzisz tylko to co chcesz widzieć. Każdy myśli ,że nasza rodzina jest idealna ,a to tylko przez pryzmat Twoich niby śmiesznych postów czy filmów.


Śpiesz się. Zegar tyka.


Spędzając już ‘ęty’ samotny wieczór, z tęsknieniem wyczekując charakterystycznego huku ,gdy rzucasz torbą o podłogę w przedpokoju. Myślę. Człowiek w samotności z lampką wina w ręku jest skłonny do najgłębszej penetracji swojego umysłu. Coraz częściej w mojej głowie tliło się pytanie: Czy warto ? Warto spędzać życie z człowiekiem ,którego kocham ponad życie. Który jest ojcem moich dzieci. Warto ? Warto wyczekiwać na miłe słowa. Na komplementy. Warto wyczekiwać na to ,że spędzisz z naszymi dziećmi trochę czasu i ,że nic i nikt nie będzie ważniejszy od nas ?


Śpiesz się. Zegar tyka.


Czasami chciałabym ,żeby scenariusz mojego życia był jak z komedii romantycznej. Pełnej zwrotów akcji ,ale i tak będę wiedzieć ,że właśnie moja historia będzie miała swoje zakończenie. Często mi brakuje bliskości czy poczucia bezpieczeństwa. Wiem też jakie są moje priorytety. Wybrałam człowieka ,którego kocham. To jest przecież najważniejsze.  Wychodząc za Ciebie wiedziałam jaki jest Twój zawód. Wiedziałam jakie są Twoje pasje. Wiedziałam ,że musisz reprezentować nasz kraj.  Wiedziałam o Twoich wyjazdach, zgrupowaniach. Wiedziałam jeszcze o czymś. O czymś najważniejszym. Wiedziałam ,że mnie kochasz. Dziś już nie wiem nic. A tak bardzo znowu chcę to poczuć.


Śpiesz się. Zegar tyka.


Z każdym dniem wiem ,że muszę z Tobą porozmawiać. Nie interesują mnie już wymówki. Jestem pewna swoim przekonaniom i jeżeli nie dojdziemy do porozumienia to zabiorę dzieci i odejdę. Nie mam siły na bycie wieczną kurą domową. Nie mam siły na ciągłe bycie z boku. Nie mam siły na samotność. Nigdy nie wierzyłam informacją dotyczącym Twoich domniemanych romansów z młodszymi , ładniejszymi na każdym kroku porównywanych ze mną. A może powinnam jednak zacząć wierzyć. Sprawdzać. Kontrolować. Nie. Przecież związek to poczucie komfortu i przede wszystkim zaufania.  Ale ja już nie wiem jak żyć. Nie wiem czy dobrze postępuje. Czy moje wybory są trafne.


Śpiesz się. Zegar tyka.


Wróciłeś po treningu do domu. Wiedziałam ,że dzień mojego własnego małego sądu ostatecznego przypada na dzień dzisiejszy. Lecz to była dopiero cisza przed burzą. Wszedłeś do domu rozmawiając przez telefon. A raczej krzycząc. Zrozumiałam z Twoich wrzasków tylko ,to że wszystko jest nie prawdą. Kłamstwem. Iluzją.  Zaczęliśmy rozmawiać. Nie nawiązywałam do Twojej rozmowy. Nie chciałam ? A może zwyczajnie się bałam. Bałam się poznać prawdy, bo zdecydowanie lepiej się śpi w niewiedzy . Wtedy zapewniałeś ,że kochasz i mnie i dzieci. Mówiłeś ,że to wina stresu. Że nie dajesz rady, ale nie wspominałeś wtedy nic o pieprzonym romansie.


Śpiesz się. Zegar tyka.


Wracałam do domu z naszym synem po lekcjach. Tak z naszym. Tak jak zawsze sprawdziłam skrzynkę pocztową a tam znalazłam dużą kopertę zaadresowaną do mnie. Nie powiem strasznie mnie to zdziwiło. Zaczęłam ją otwierać. Wyjęłam jedną z kartek. To było zdjęcie ,gdy zobaczyłam co ukazuje nogi ugięły się pode mną. Szybko kazałam Sebastianowi iść do domu. Tak też zrobił. Strumień łez wydzierający się z pod moich powiek  dał znać. Słone krople zaczęły spływać na zimną betonową podłogę klatki schodowej prowadzącej do naszego mieszkania. Zdjęć było więcej. Na jednym z nich napisane było ‘Weroniko, przepraszam musiałam. Musisz wiedzieć ,że Twoje życie to nie bajka.’. Te zdanie rozbiło mnie chyba najbardziej jak do tej pory. Z letargu obudziły  mnie otwierające się drzwi od klatki schodowej. Otarłam ręką pozostałości łez. Poczułam dotyk na swoich biodrach. Odwróciłam się.  Trzymałeś mnie tak jakbym miała uciec. I miałeś racje. Chciałam uciec.

-Co robisz ? Krzysiek zostaw mnie. Idę na górę.-powiedziałam a głos z melodyjnego stał się pełen agresji

-Weronika ,co się stało?- zapytał. Nie wiem czy on był głupi i niczego się nie domyślał a może to ja byłam dobrą aktorką

-Gówno się stało-powiedziałam łamiącym się już głosem. Głosem bez siły. Dałam swojemu mężowi kopertę, wyrywając się ze szczelnego uścisku zaczęłam iść w stronę schodów. Chód zmienił się w bieg i pokonywałam schodki niczym rasowa pantera. Mocnym ruchem pchnęłam drzwi wejściowe. Najpierw moje nogi poprowadziły mnie w stronę pokoju dzieci. Sebastian siedział na łóżku i obserwował mnie wrzucającą jego ciuchy i jego młodszej siostry do wielkiej podróżnej torby. O nic nie pytał. Chyba wiedział ,że taki czas prędzej czy później nadejdzie.  Wpadłeś do mieszkania jak poparzony , a ja już byłam w naszej sypialni i pakowałam swoje rzeczy. Zacząłeś tłumaczyć ,że to nie tak. Że to chora insynuacja  jednej z fanek . Mój mózg już nie przyjmował żadnych wytłumaczeń. Sebastian właśnie zakładał buty i kurtkę. Wzięłam rączki naszych walizek w ręce i zaczęłam iść. Sebek zdążył przejść pod Twoją ręką zatrzymującą nas w domu. Na ‘dowidzenia tatusiu’ posłał CI spojrzenie przepełnione żalem i łzami.

-Puść mnie Krzysiek, ja muszę sobie to wszystko przemyśleć-powiedziałam

-Ale ja Cię nie puszczę ,bo nie zdradziłem Cię. To jakiś pieprzony fotomontaż- jaki fotomontaż. Ile kobiet omamiłeś na swój uśmiech. Poczucie humoru. Na to ,że jesteś gwiazdą siatkówki. Ile ! ILE?!

-Zniszczyłeś nas. Pa Krzysiu ,kocham Cię- łamiący głos nie dawał za wygraną. Odepchnęłam Twoją silną rękę. I zeszłam z walizkami na dół zostawiając Cię w osłupieniu. Pod samochodem czekał na mnie Sebastian wypowiedział wtedy kilka słów. Słowa te odmieniły moje życie. Nie pomyślałabym ,że 8 letnie dziecko może powiedzieć coś co ma tak wspaniały przekaz. Powiedział ‘Mamo, poradzimy sobie razem’. Wsiedliśmy do auta ,by pojechać po młodszą pociechę naszego kończącego się już związku.



Śpiesz się. Zegar tyka.


Jesteśmy teraz u rodziców odzyskując harmonie. Gdy już schodziła mi opuchlizna z oczu ,której nabawiłam się dzięki codziennemu płaczowi. Pojawiłeś się Ty. Znów. Moja mama nie chciała Cię wpuścić. Sebastian nie chciał Cię widzieć ,ale Ani brakowało tatusia. Mama w końcu odpuściła. Wszedłeś do domu a ja zniknęłam. Nie miałam siły patrzeć na Twój udawany uśmiech i spojrzenia w moją stronę. Spojrzenia pełne nadziei. Wszedłeś do mojego pokoju.

-Możemy porozmawiać –zapytałeś a ja dałam Ci przyzwolenie ,abyś kontynuował swój wywód.- Bo widzisz ,ja naprawdę Cię nie zdradziłem. Nie potrafiłbym. Kiedy kochasz kogoś całym sercem nie zdradzasz. Jeśli ktoś jest całym Twoim światem a potem odchodzi to  i Ty obracasz się w ciemną masę idącą tylko prosto. –powiedział a moje serce znów pękało ,znów chciało poczuć stalowe ręce owijające w pasie. Włosy chciały czuć pocałunki

-Nie wierzę Ci. Widziałam zdjęcia-powiedziałam z nadzieją. Chciałam ,abyś zaprzeczył, Wyjaśnił. Żebyśmy wrócili do domu.

-Masz racje. Też bym sobie nie wierzył- i wtedy pokazał mi wideo ,które nagrał jeden z chłopaków ,gdy dorwał tą niby fankę ,niby kochankę Krzyśka. Na wideo było pokazane , a raczej uwiecznione były słowa ‘Muszę go zniszczyć. Jego kochana kura domowa odejdzie. Wtedy będzie mój. Cały mój. Kurwa rozumiesz co kogo obchodzi brudna i gruba baba siedząca cały czas z dziećmi. Teraz liczą się kobiety takie jak ja. Piękne. Młode. Kumpel za ładne słowo i nie tylko zrobił przerobił kilka zdjęć i tak wyszły piękne moje i Igły zdjęcia. Postarał się co ?’- I co teraz mi wierzysz ? –zapytał

-Wierzę ,ale to nie znaczy ,że wracam teraz do domu. Muszę to wszystko przemyśleć. Idź już proszę odezwę się -  a może naprawdę powinnam mu uwierzyć? Może powinnam przestać egoistycznie myśleć ? Przecież nie tylko ja się liczę. Mam przecież dzieci. One muszą wychować się w pełnej rodzinie. Nie wiedziałam już co robić. Co myśleć. Znów ta cholerna bezsilność.

Śpiesz się. Zegar tyka. Śpieszyłam się i z każda minutą uświadamiałam sobie ,że powrót do Ciebie jest dobrym wyborem. Moje życie –nasze życie stało się znów bajką. Bajką z pozytywnym zakończeniem. Sprawa z Twoją kochanką odeszła w cień. Nie chciałam już do niej wracać. Żyłam znów pełnią życia. Żyłam znów z uśmiechem na ustach. Żyłam znów z przekonaniem ,że jesteśmy idealną rodziną. Żyłam znów z  wiarą w lepsze jutro. Żyłam w zaufaniu. Żyłam w miłości. ŻYŁAM ZE ŚWIADOMOŚCIĄ , ŻE JESTEM SPEŁNIONA.

______

Oddaje w Wasze ręce jeden z najdłuższych rozdziałów jakie napisałam na tym blogu ( dłuższy jest chyba tylko i Winiarze.)
Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem i zapraszam do zostawienia czegoś po sobie i pod tym rozdziałem. Wystarczy miłe słowo uśmiech coś ,żebym wiedziała ,że jesteście. Oczywiście ,bardzo serdecznie dziękuje za puste linki.

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY DLA : ClaudineK

Jeszcze raz zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam Annie

wtorek, 4 czerwca 2013

Poświęcenie

POŚWIĘCENIE

Nigdy nie nazwałabym mojego czynu bohaterstwem czy poświęceniem. Poświęcenie dla miłości jest niczym. Może to głupia młodzieńcza miłość ? Jeśli można nazwać młodzieńczą miłość w wieku 24 lat. Czym jest poświęceniem ? Czy poświęcenie to jakiś heroiczny czyn dla drugiej osoby ? A może poświeceniem nazywamy ruchy i czyny księdza w osiedlowej parafii ? Każde poświęcenie ma swoją cenę. Moją ceną była śmierć a zapłatą Twój uśmiech.  Mówi się ,że miłość jest ślepa ,że człowiek który kocha kogoś tak mocno jak ja kochałam Ciebie jest zdolny do wszystkiego. Jest. Ja przynajmniej byłam.


Zawsze razem. Na wieczność.


Wiesz ,Bartuś mieliśmy wszystko. Mieliśmy siebie. Mieliśmy pieniądze. Miałeś sławę. Byłeś świetny w tym co robisz. Miałeś i nadal masz brata ,którego kochałeś nad życiem. Jeden dzień. Jeden mocniejszy podmuch wiatru i wszystko przewróciło się o 180 stopni. Jak dziś pamiętam jak siedzieliśmy przed telewizorem dosyć późnym wieczorem byłeś strasznie zmęczony po treningu. Grałeś jeszcze na Bełchatowskiej ziemi ,gdy w naszym progu stanęła Twoja matka z czarną smugą na policzku. Tusz który pisał swój własny bieg historii. Który prosił wręcz błagał o pomoc dla swojego dziecka.


Zawsze razem. Na wieczność


Słuchaliśmy z niedowierzaniem Twojej matki. Wtedy padło kilka słów usłyszałam tylko kilka ,bo niestety reszta nie chciała zagościć w moim umyśle na dłużej. Słowa Twojej matki wpadały jednym uchem a wypadały drugim. Słyszałam tylko „Kuba ,serce, przeszczep, śmierć’. Po kilkugodzinnej rozmowie i załamaniu psychicznym Twoim jak i moim poskładałam sobie to wszystko do kupy. Twój brat umierał. Musiał mieć przeszczep serca w innym wypadku ,jego małe rączki wyciągną się do świętego Piotra by ten zabrał go do swego niebiańskiego królestwa.
Zawsze razem. Na wieczność.
Wtedy przez moją głowę przewijało się milion myśli. Dlaczego Bóg chce zabrać Kubę ? Przecież on jest młody. Ma zaledwie 7 lat. To jeszcze dziecko.  Dlaczego ma nie zaznać smaku imprezy ? Miłości ? Dlaczego uśmiech ma już nigdy nie zagościć na jego małej i dziecięcej twarzyczce. Nie wiedzieliśmy jak mu pomóc. Właśnie w tym momencie staliśmy się tacy malutcy. Bezbronni. Twoje pieniądze nic nie znaczyły. Twoja sława nic nie znaczyła. Liczył się on. Denat który mógłby oddać zdrowe serce Twojemu małemu braciszkowi. Który chciałby poznać smak życia.


Zawsze razem. Na wieczność.


Mijały dni. Minął pierwszy miesiąc. Drugi. Kuba nadal leżał w szpitalu ,który stał się Twoim drugim domem. Nie miałam Ci tego za złe. Brakowało mi Twojego ciepła. Twojej bliskości. Ale teraz było coś ważniejszego. Ktoś. Chciałam Cię wspierać lecz z dnia na dzień odpychałeś mnie od siebie coraz bardziej. Zrobiłeś się wybuchowy. Wyładowywałeś na mnie całą złość tego świata. Miałam ochotę zamknąć drzwi od sypialni i już nigdy nie wynurzyć choćby czubka swojego nosa. Brałeś drugi klucz otwierałeś drzwi. Mówiłeś. Pieściłeś moją szyje pocałunkami. Wiedziałeś co lubiłam najbardziej. Wiedziałeś jak wykorzystać to przeciwko mnie. Wiedziałeś ,że za każdym razem Ci wybaczę. Każde słowo. Każdy gest.
Zawsze razem. Na wieczność.
Z Kubą było coraz gorzej. Dawcy dalej nie było. Pewnego dnia dostał strasznego krwotoku z nosa. Była potrzebna krew do transfuzji. Okazało się ,że moja grupa krwi AB jest uniwersalna i ja jako jedyna mogę pomóc Twojemu bratu. Oddawałam krew coraz częściej. Sił i mnie zaczęło brakować. Nie mówiłam o tym. Chciałam jak najbardziej pomóc małej istocie ,która jest bliska memu sercu. No właśnie sercu.
Zawsze razem. Na wieczność
Wróciłeś z treningu. Ciepły obiad czekał na Ciebie ,byś go pochłonął w zastraszającym tempie. Zjadłeś. Pojechaliśmy do szpitala. Wszedłeś do Kuby ja czekałam za ‘szybą’. Po chwili wyprowadzili Cię roztrzęsionego ze szpitalnej sali. Powiedziałeś dwa słowa „błagam oddychaj”. Niczym pięcioletnie dziecko wtuliłeś się w moje kruche ramiona i płakałeś. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu byłam. Wtedy to liczyło się dla Ciebie najbardziej. Utrzymali jego życie. Mały wojownik. Spartanin. Walczy. Chce żyć. Chciałam abyś wrócił ze mną do domu. Przespał się chwile. Nie zgodziłeś się czuwałeś przy bracie razem z rodzicami.


Zawsze razem. Na wieczność.


Wróciłam do domu. Zamknęłam drzwi od sypialni by zjechać po nich na podłogę i samemu pogrążyć się w płaczu. Przeszła mi przez głowę myśl. Koncepcja nie do odrzucenia. Wstałam. Udałam się do biurka by wyjąć z niej formularz oraz biała kartkę i długopis. Wypełniłam formularz ,że chce zostać dawcą i ,że pragnę by moje serce trafiło do Jakuba Kurka.  Wiedziałam ,że jak wrócisz do domu ,to już mnie nie spotkasz w moim ciele. Znajdziesz mnie gdzie indziej.  Musiałam się z Tobą pożegnać. Napisałam list.

Bartuś!
Gdy czytasz ten list mnie już nie ma. Wiem ,że gdybym powiedziała Ci o moim planie nie zgodziłbyś się. Nie płacz. Nie tęsknij. Ciesz się życiem. Największym szczęściem w moim życiu było poznanie Ciebie. Największym szczęściem było to ,że obdarzyłeś mnie uczuciem tak silnym jak ja obdarzyłam Ciebie. Nie potrafiłam należycie się z Tobą pożegnać w szpitalu. Nie potrafiłam patrzeć również w Twoje oczy pełne strachu. Nie potrafiłam myśleć ,że Twoje serce się rozrywa ,bo tracisz kogoś kto jest najważniejszy Twemu ale i mojemu sercu. Pokochałam Kubusia jak własne dziecko ,mimo ,że był Twoim malutkim braciszkiem. Lata spędzone z Tobą były najwspanialsze. Niezapomniane. Mam nadzieję ,że wybaczysz mi to odejście ,ale muszę to zrobić. Oczy Kubusia muszą zobaczyć blask Twoich oczu. Muszą zobaczyć Twój uśmiech. Uszy muszą słyszeć Twój głos. Pamiętaj Bartuś zawsze będę przy Tobie. Teraz w jednym ciele masz dwie ukochane osoby. Miłość Kuby do Ciebie jeszcze bardziej się spotęguje ,bo będzie tam również moja miłość do Ciebie. Może to heroiczne ,ale kocham Cię i zrobiłabym to jeszcze raz.

Kocham Cię.
Twoja Róża.



Zawsze razem. Na wieczność. Minęło kilka lat od końca mego życia w moim kobiecym ciele. Widziałam Twoje łzy po moim odejściu. Moje serce trafiło do Kuby. Moja mała rybka wróciła do zdrowia. Widzę Twój uśmiech. Widzę kobietę którą kochasz równie mocno jak mnie. Nie zapomniałeś o mnie. Widzę to.  Lubię słuchać gdy mówisz do mnie ,gdy Kuba śpi. Bartuś słyszę Cię. Bartuś pamiętaj zawsze i na zawsze. Na zawsze będę Twoja. Powodzenia ,słyszysz. Powodzenia BARTUŚ.

__________________
Rozdział w całości dedykowany Julce. 
~~
Jestem do niego sceptycznie nastawiona mimo tego ,że płakałam ,gdy go pisałam. Ostatnio przyłapałam się na tym ,że moje własne rozdziały nie spełniają moich oczekiwań. Chyba za dużo uśmiercam osób ,ale jakoś tak może masochistycznie zabrzmi ,ale dobrze mi się uśmierca. Tak jak mówiłam teraz dodany miał być rozdział o Ziomku niestety Julka pogrążyła mój plan i uparła się na ten rozdział. Za co w sumie jej dziękuje ,bo miał on nie ujrzeć światła dziennego jak wiele podobnych tego typu rozdziałów.

~~
Dziękuje za wyświetlenia i za uwagę. 
~~
Zapraszam do KOMENTOWANIA. 

Pozdrawiam Annie

sobota, 1 czerwca 2013

Koniec




KONIEC




Czym jest dla nas koniec ? To zakończenie jakiegoś okresu czasu czy może końcem dla nas jest zerwanie z chłopakiem ? Może końcem jest śmierć ? Dla mnie była.  Końcem może być dla kogoś strata bliskiej mu osoby. Końcem może być chwila. Chwila może być też nowym początkiem.


Pip…Pip…Pip… Twoje życie dobiegło końca Anno.


Ja miałam swoje dwa końce i jeden piękny początek. Zacznijmy może od początku. Miałam 16 lat gdy Cię poznałam. Dziś gdy jestem na łożu śmierci mam 26 i jestem żoną. Żoną najlepszego mężczyzny jakiego mogłam spotkać. Jestem Twoją żoną Misiu. Koniec naszej wspólnej historii będzie niczym scenariusz z taniego głupiego hollywoodzkiego filmu. Filmu bez happy end’u. Poznaliśmy się niby zwyczajnie bo na szkolnym korytarzu. Od spotkania do spotkania. Od przyjaźni do miłości. Miłości wielkiej i jak to mówią do grobowej deski. Potem studia w Warszawie i Twoja gra w Olsztynie. Pamiętam jak miewałeś chwile zwątpienia. Jak chciałeś rzucić tą całą siatkówkę w cholerę  i zostać choćby nawet ekologiem. Jednak wiesz pamiętam Twoje oczka ,niebieskie pełne szczęścia gdy stawałeś na podium w plażówce. Jak śmiałeś się wraz ze Zbyniem z drugiego miejsca w u-18. Potem znów hala. Wiesz Włochy dobrze nam zrobiły potem nasz dom. Miejsce w którym czuliśmy się najlepiej. Jastrzębie stało się naszym domem.


Pip…Pip…Pip… Twoje życie dobiegło końca Anno.


Pierwsze omdlenia. Pierwsze mdłości. Pierwsze zaniki pamięci. Pierwsze przeziębienie. Pierwsza myśl ‘Aniu jesteś w ciąży’. Długo nie namyślając się udałam się do ginekologa ,by dowiedzieć się prawdy. Pragnęłam tego dziecka ,Ty zresztą chyba też. Owoc miłości. Mała istota. Chciałabym zobaczyć jak uczysz małego chodzić. Zawsze chciałam mieć syna. Jak pierwszy raz odbija piłkę od siatki. Chciałabym zobaczyć jego pierwszy mecz. Pierwszą dziewczynę. Ślub. Wszystkie usnute plany pękły i zniknęły jak bańka mydlana. U ginekologa usłyszałam „Przykro mi ,ale nie jest Pani w ciąży”. Nie było mi przykro. Zastanawiałam się z co mi jest. Udałam się do szpitala. Tam dowiedziałam się ,że muszę zostać na weekend w szpitalu by przejść kontrolne badania. Teraz się cieszę ,że nie było Cię w domu a na meczu w Rzeszowie na którym notabene miałam być. W niedziele czułam się fatalnie. Wiedziałam ,że nie wróży to nic dobrego. Podczas wieczornego obchodu lekarz mi powiedział. Powiedział mi o moim pierwszym końcu.


Pip…Pip…Pip… Twoje życie dobiegło końca Anno.


Białaczka. Choroba nowotworowa układu krwionośnego. Inaczej rak.  Okazało się ,że jest w stopniu średniozaawansowanym ale złośliwym. Wróciłam do domu by CI o tym powiedzieć. Powiedzieć o swoim końcu. Nie widziałam już nadziei ,którą ty na pewno chciałeś widzieć. Nie widziałam jak mam Ci o tym powiedzieć. Jak mam Ci powiedzieć ,że najprawdopodobniej moje dni i nasze razem są policzone. Że ktoś u góry pragnie mojej wizyty. Nienawidzę czuć się bezradna. A właśnie tak teraz się czuje.

-Michał, musze coś Ci powiedzieć .

-Słucham Cię kochanie?

-Nie przyjechałam do Rzeszowa bo byłam w szpitalu. Początkowo myślałam ,że jestem w ciąży ale okazało się ,że umieram ,że mam białaczkę.

-Jak to umierasz. Jak to białaczka. Kochanie poradzimy sobie jakoś razem. Weźmiesz chemie. Wyzdrowiejesz. Proszę. Nie umiem żyć bez Ciebie. Nie dam rady-w Twoich niebieskich oczach pierwszy raz pojawiły się łzy.


Pip…Pip…Pip Twoje życie dobiegło końca Anno.


Po kilku dniach znów czułam się tragicznie i wylądowałam w Jastrzębskim szpitalu. Dla mnie grałeś dobrze. Fantastycznie z każdego meczu wracałeś ze statuetką MVP. Tak bardzo Cię kochałam. Zaczęłam przyjmować chemie. Czułam się coraz gorzej. Z dnia na dzień byłam coraz słabsza. Nie widziałam już siebie zdrowej biegającej z Tobą jak co rano w parku. Odwiedzałeś mnie dzień w dzień podobnie jak koleżanki czy Twoi klubowi koledzy.


Pip…Pip…Pip.. Twoje życie dobiegło końca Anno.


Pewnego dnia moje serce po raz pierwszy przestało bić ,byłeś ze mną. Właśnie wtedy zdałeś sobie sprawę z tego ,że już chyba nie ma odwrotu. Jest dla mnie jedna opcja – śmierć. Wygonili Cię z Sali. Krzyczałeś. Odratowali mnie. Podobno mój organizm walczył.  Jak się okazało ostatni raz. Dwa dni później wziąłeś mnie do szpitalnego parku by się oświadczyć. Nie chciałam się zgadzać. Nie chciałam byś patrzył na moją śmierć. Ostatecznie się zgodziłam. Przez następne dwa tygodnie męczyło mnie choćby nawet oddychanie. Nie miałam siły zakładać peruki czy umalować swoje oczy. Oczy bez blasku. Przyszedł do Ciebie lekarz. Powiedział Ci ,że to koniec. Że zostały mi 3 tygodnie. Już po dwóch dniach po informacji o moim końcu powiedziałeś mi ,że musimy się pobrać. Znów nie chciałam się zgodzić. Znów nie chciałam litości. Po tygodniu miał odbyć się ślub. Ja czułam się bardzo dobrze. Ty jak i lekarz myśleliście ,że jest jakaś szansa. Nastał wielki dzień stałam w pięknej kloszowanej białej sukni z koronki , Ty w grafitowym garniturze. W rękach miałam mały bukiet herbacianych róż. Moich ulubionych. Nagle zakręciło mi się w głowie. Nic nie mówiłam. Nie chciałam psuć chwili. Tato kurczowo trzymał mnie za rękę i szedł ze mną do ołtarza by ostatecznie stanąć naprzeciwko Ciebie. Byś mógł złapać i  pocałować moją dłoń. Msza mimo iż była piękna to nie wytrzymałam. Swoją przysięgę chciałam powiedzieć jak najszybciej i wsunąć Ci obrączkę na palec. Twojej nie wysłuchałam do końca. Gdy wypowiadałeś słowa „Biorę sobie Ciebie za żonę i ślubuję Ci miłość wierność i ,że Cię nie opuszczę aż do śmierci” upadłam by poznać smak drugiego końca. Końca życia.


Pip…Pip…Pip… Twoje życie dobiegło końca Anno. Ostatnie 10 lat życia były najwspanialsze. Idealne. Nie zawsze było różowo ,ale mam nadzieje ,że byłam w Twoim życiu najwspanialszym rozdziałem Michał. Tak jak ty byłeś moim. Moim całym światem. Byłeś moim początkiem. Byłeś moim końcem. Mimo ,że mnie nie ma. Miłość pozostała. Nie martw się. Obserwuję Cię.


_____________________
No to tak jest Kubiak dla S. oraz WINGSPIKER. i ASI.

W moim małym folderze na pulpicie powstał już rozdział o WINIARZE I ZIOMKU.

Kolejne propozycje proszę abyście zostawiały w KOMENTARZU

Rozdział nie należy do najlepszych a pomysł na niego powstał na procesji podczas Bożego Ciała.
Mimo tego chciałabym zachęcić do czytania i KOMENTOWANIA.

Pozdrawiam Annie

sobota, 25 maja 2013

Ostre Cięcie


OSTRE CIĘCIE 

                                                                             
                                                                                




Nigdy nie byłam zadowolona ze swojego wyglądu.  Zazwyczaj głównym powodem mojego nocnego łkania była waga.  Potem nie podobało mi się już nic. Ani włosy. Ani oczy. Ani nawet pieprzona jasno-blada karnacja. Nie lubiłam również swoich rudych włosów. Nie lubiłam nic. Początkowo chciałam być kimś kim nigdy nie powinnam być. Ostrą dziewczyną w glanach z obrożą na szyi. Czerwone usta włosy rozpuszczone i pokaźny tunel w lewym uchu.  Potem doszły do tego prochy i tracenie świadomości na dzień lub dwa. Nie wiem kiedy bez heroiny nie mogłam przeżyć dnia.



PS. KOCHAM CIĘ



Znaliśmy się od zawsze. W sumie to byliśmy jak brat i siostra. No właśnie w sumie. Nawet Nie wiem kiedy się w Tobie zakochałam. Kiedy moje serce biło dla Ciebie. A Ty ? Dla Ciebie byłam małą siostrzyczką ,której nigdy nie miałeś. Wiesz Zbyszek zawsze ceniłam Cię za to ,że po prostu przy mnie byłeś ,sprawiając mi przy tym największy ból. I fizyczny i psychiczny. Kiedy byłam jeszcze buntownikiem z wyboru ,to zaczęłam się ciąć. Ciąć przez Ciebie. Każda dziewczyna która wywoła rysę na Twoim sercu kierowała moją dłonią z zaciśniętymi palcami na żyletce kreśląc krzywe linie na przedramieniu. Tak na serio zakochałam się w Tobie w wieku 20 lat. Miałam to szczęście ,że byłam od Ciebie tylko rok młodsza. Nigdy nie wiedziałeś co czuje. Dowiedziałeś się teraz i to Cię zgubiło. Musisz żyć beze mnie.



PS.KOCHAM CIĘ



Akceptowałeś moje twarde wydanie. Nie akceptowałeś mojego związku z heroiną. Gdy tylko się o tym dowiedziałeś zacząłeś krzyczeć. Tak strasznie krzyczeć ,by za chwile wybuchnąć tym ,że kolejna dziewczyna którą niby kochałeś zostawiła Cię ,bo nie umiała dzielić sypialni z Tobą i Twoją kochanką siatkówką. Wyszedłeś z mojego mieszkania bym mogła ozdobić przedramię kolejna kreską. Nie odczuwam już bólu. Owinąwszy rękę bandażem założyłam kolejną bluzkę z długim rękawem. Bo ciężko jest lekko żyć prawda ? Nie raz ani nie dwa pytałeś mnie czy nie jest mi gorąco. Było. Nie mogłeś się natomiast dowiedzieć o moim znaku szczególnym. O mojej miłości do Ciebie. Powiedziałeś mamie ,że jestem ćpunką. Wysłała mnie na odwyk. Wróciłam po pół roku. Chyba o mnie zapomniałeś. Nie odwiedzałeś mnie tam gdzie byłam i to wykończyło mnie praktycznie. Schudłam jeszcze bardziej. Moje oczy straciły swój blask. Przeczytałam ,że zostałeś nowym atakującym Rzeszowskiego Klubu. Jestem z Ciebie dumna.



PS.KOCHAM CIĘ


Tak bardzo się za Tobą stęskniłam a Ty mnie unikasz. To chyba boli najbardziej. Wróciłam do pustego mieszkania w Jastrzębiu. Nie widzę już śmiejącego się Ciebie na mojej kanapie. Nie widzę Cię w kuchni kiedy trzymasz głowę w lodówce szukając „czegoś dobrego”. Wtedy poczułam coś. Poczułam ,że czas zapomnieć. Czas ruszyć do przodu. Lecz jak zerwać z miłością. Jak się zapomnieć o przyjacielu. Podobno istnieje przyjaźń damsko- męska. Ja obalałam ten przesąd. Po wyjściu z ośrodka zerwałam ze starą Konstancją. Przefarbowałam włosy na kruczoczarne. Zmieniłam styl z szaroburej chłopczycy na miastową seks bombę. Wyeksponowałam chude i długie nogi. Spodnie rurki oraz szpilki na platformie stały się moimi przyjaciółmi. Postanowiłam sprawdzić co u Ciebie. Pamiętasz?



PS. KOCHAM CIĘ



Mijają kolejne dni. Wybieram się do Rzeszowa na jeden z półfinałowych meczów z Delectą. Akurat grasz. Siedzę do końca. Wygrywacie. Cieszysz się. Schodzę niżej niemal przeskakując co drugi schodek by być bliżej Ciebie. Poznajesz mnie ?

-Przepraszam, Panie Zbyszku można autograf ?- zapytałam

- Tak ,tak-podałam Ci kartkę a Ty oddając ją lekko uniosłeś wzrok do góry

-Przepraszam znamy się –zapytałeś nieśmiało

-No ja Pana znam ,a Pan starych przyjaciół nie poznaje. Może przypomnę przyjaźnił się Pan swego czasu z pewną dziewczyną ,ale popierdzielił ją Pan do mamy i wylądowała na odwyku. Dalej sobie Pan nie przypomina ? –odpowiedziałam bezczelnie mając to w zwyczaju.

-Konstancja to Ty ?

-Tak ,to ja. Czemu mnie zostawiłeś ? Czemu olałeś ? Czemu zaprzepaściłeś naszą przyjaźń? Ah mogłam się domyśleć ,że wielki gwiazdor nie zadaje się z takim dnem jakim jestem ja. Szkoda kariery dla kogoś takiego. Przepraszam ,że dziś Cię zaniepokoiłam. Cześć Zbyszek

- Ale to nie tak. To Twoja mama nie pozwoliła mi Cię odwiedzać. Myślisz ,że nie było mnie w ośrodku. Byłem i to nie raz. Twoja mama powiedziała lekarzom ,że mają mnie do Ciebie nie wpuszczać, bo powiedziała ,że to moja wina. Że ćpasz przeze mnie.

-Ale jak to-zapytałam łamiącym się głosem a Ty mnie tylko przytuliłeś. Mnie małą i kruchą. Mam ochotę znowu przyćpać. Przyćpać i zapomnieć o tym całym koszmarze. Poprosiłeś abym poczekała na Ciebie przed halą i tak też zrobiłam. Pojechaliśmy do Ciebie. Pogadaliśmy powiedziałeś mi o kolejnych dwóch dziewczynach. Czyli na mojej ręce dojdą dwa kolejne ślaczki. Czekam na ten dzień kiedy już nie będę musiała tego robić. Kiedy dowiesz się o moich uczuciach a ja będę się modliła ,żebyś je odwzajemnił .



PS. KOCHAM CIĘ



Wróciłam do Jastrzębia i dwoma szybkimi ruchami dokonałam tradycji. Mojej tradycji dla Ciebie. Może to chore ,ale tak to czułam. Po dwóch tygodniach i wielkiej kłótni z matka przyjechałeś do mnie. Poszliśmy na imprezę. Znów się zachlałam w trupa. Przyniosłeś do domu. Rozebrałeś i chciałeś przebrać w piżdżame. Wtedy zobaczyłeś to czego nie powinieneś. Zobaczyłeś moje blizny i dwie świeże rany. Nie mogłeś w nocy spać ciągle miałeś przed oczami moje lewe przedramię.  Rano nie powstrzymałeś się. Doszło do kłótni. Kłótni która odmieniła Twoje życie. Moje zakończyła.
-Konstancja ,możesz mi to wytłumaczyć ?

-Ale co Zbysiu ?

-Rany na Twojej ręce! Znów ćpasz ?!

-Nie ćpam
-Nie okłamuj mnie teraz. Obiecałaś mi coś. Miałaś nie ćpać. Jesteś pieprzoną egoistką-nie wytrzymałam zaczęłam płakać
-Nie Zbyszek to ty jesteś pierdolonym egoistą. Kocham Cię jak mężczyznę nie jak jebanego brata. Każda z tych ran to rana na Twoim sercu. Jedna linia to jedna dziewczyna która Cię zostawiła
-Ty jesteś popierdolona powinnaś się leczyć-powiedziałeś i wyszedłeś z mieszkania lekko oszołomiony trzaskając drzwiami. Moje płuca wypluwały coraz więcej tlenu.  Kiedyś obiecałam sobie ,że Cię nie skrzywdzę , a jednak zrobiłam to. Teraz to ja wyryłam ranę na Twoim sercu. Pobiegłam do sypialni. Wyjęłam kartkę na której ostatkiem sił napisałam „Przepraszam. Za wszystko nie mogę dłużej żyć. Powiadom Zbyszka o moim pogrzebie. Kocham Cię mamo. Twoja Konstancja”. Po czym wzięłam żyletkę. Ten ostatni raz i jednym pewnym ruchem wbiłam się dosyć głęboko w żyłę na lewym nadgarstku. Krew początkowo powoli kapała na białą kartkę. Zadzwonił telefon. Ostatkiem sił sprawdziłam kto dzwoni ,dzwoniłeś Ty. Odebrałam i powiedziałam ciche ‘przepraszam’ by potem runąć z impetem na drewniane panele.  Gdy krew wypływa z organizmu czujesz błogość. Mówiłeś. Krzyczałeś bym się odezwała. Gdy usłyszałam głośne „Konstancja Kocham Cię” odpłynęłam całkowicie.  Bezpowrotnie.



PS. KOCHAM CIĘ




Nie wiedziałeś co się ze mną dzieję. Nie odzywałam się.  Nie wiedziałeś czemu. Chciałeś dać mi czas. Po kliku dniach doszedł do Ciebie list. Od mojej matki. Dokładnie nekrolog. Przyjechałeś do Jastrzębia i dowiedziałeś się od mojej matki o mojej ostatniej linii. Ostatnim Cięciu. Ostatniej rysie na Twoim sercu. Odbył się pogrzeb na który nie przyszedłeś. Nie dałeś rady. Załamałeś się. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię na zawsze i na zawsze.

______________________________________________________________________
Brawo dla moich gwiazd za wczoraj i wielkie barwa dla Pita również za wczoraj. Jesteś moim hiroł (hero) mimo ,że nie był to Twój dzień. Mam nadzieję ,że dziś też zagrasz i będziesz najlepszy.
Do rozdziału nie jestem zbytnio zadowolona ale nie jest też tak tragicznie jak w rozdziale z Kosą.
Zapraszam do KOMENTOWANIA.

Jeśli chcecie przeczytać o swoim ulubieńcu to piszcie o kim a postaram się o nim napisać.

Pozdrawiam Annie