czwartek, 22 sierpnia 2013

Krzyk

Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak  wyciągam do Ciebie ręce.


Czym jest krzyk ?  Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć  nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Krzyk mojej duszy jest przeraźliwy. Nie raz budzę się w nocy olana zimnym potem. Słyszę w swojej głowie donośny śmiech. Chce mi się płakać. Moja historia nie jest typową. W wieku 17 lat zaszłam w ciąże. To dziwne? Dla niektórych pewnie tak. Bo większość ludzi powie ‘Puszczała się.’ lub ‘W dupie się gówniarze poprzewracało, bo miała wszystko co chciała’. Każde z tych wypowiedzianych słów jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg. Nikt nie wie, że wykorzystał mnie mój ówczesny najlepszy kumpel. Ja i moja przyjaciółka oraz on wybraliśmy się na imprezę która miała uczcić zakończenie roku. Wypiłam jednego drinka, który i tak był dla mnie jak wyrok. Jak się okazało ‘przyjaciel’ wrzucił mi do niego tabletkę gwałtu, a potem zrobił co chciał. Nie będę wyjaśniać co się stało. Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Dziecko gwałtu domagało się życia. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy. O tamtejszym koszmarze. Bezskutecznie.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Pewnego wieczora, podczas którego wylewałam hektolitry słonych kropel potocznie zwanych łzami w progu do mojego pokoju zjawiła się ona-matka. Nigdy jej nie zapomnę tych kilku słów. Wiesz Wojtusiu tak bardzo Ci dziękuje, że zjawiłeś się wtedy u mnie w mieszkaniu, tamtego dnia i o nic nie pytając łatałeś moje serce. Moja matka kazała mi usunąć moje malutkie dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Kazała mi, aby ktoś na obleśnej kozetce wyskrobał wyrwał ze mnie część mojego serca. Mojego życia. Nigdy jej tego nie zapomnę. Była najbardziej fałszywą osobą jaką mogłam spotkać. Jedynie kilka osób trzymało mnie przy życiu. Jedną z tych osób zdecydowanie byłeś Ty. Wiesz, tak strasznie mnie to bolało, że wtedy mnie zostawiłeś i wyjechałeś do tej cholernej Austrii. Rozumiem. Wszystko rozumiem, chciałeś się spełniać. Być kimś naprawdę wielkim w tym co robisz nie liczyła się wtedy przyjaciółka. Nie wiedziałeś, że byłam w ciąży. Nie chciałam litości. Chciałam miłości. Czy wymagałam wiele? W dniu w którym matka powiedziała mi, że mam usunąć Antka wiedziałam, że nie mogę żyć w tym domu ani dnia dłużej. Dom to nie powinny być tylko cztery ściany. Dom to miłość, to poczucie bezpieczeństwa. To miejsce do którego zawsze chcemy wracać. Ja już nie chciałam do tego miejsca wracać.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Na fortepianie gram odkąd skończyłam 10 lat. Kocham to równie mocno jak Ty kochasz siatkówkę.  Czarny masywny instrument który wydaje dźwięki mojej duży. Dźwięki mojego krzyku. Panicznego. Heroicznego. Dzięki pomocy ojca udało mi się zacząć nowe życie w nowym miejscu z małym dzieckiem. Wyjechałam do Bełchatowa, by być jak najdalej matki. Gdy urodziłam Antosia byłam najszczęśliwszą młodocianą kobietą jaką Bóg miał na swoim ziemskim padole. Studiowałam zaocznie. Zajmowałam się moim kochanym Aniołkiem i pracowałam wieczorami. Moją pracą było grywanie na tym przeklętym i teraz znienawidzonym przeze mnie fortepianie w ekskluzywnych knajpach. Dawałam sobie radę, aż do dnia w którym po raz kolejny wszystko musiało się rozsypać jak domek biednej świnki z bajki który zepsuł zły i przebiegły wilk. Wtedy mój syn miał 2 latka. Był taki mały i bezbronny. Niczemu nie winien. Pewnego dnia obudził się cały rozpalony. Niemal biegiem znaleźliśmy się u lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyk. Minęło kilka dni, a ze stanem zdrowia Antka było coraz gorzej. Wylądowaliśmy w szpitalu. Przeprowadzili kilka badań i wysnuli diagnozę- RAK PŁUC, niemal natychmiastowo potrzebna jest chemioterapia. I wtedy serce pękło mi po raz pierwszy. Wtedy moja dusza zaczęła krzyczeć po raz pierwszy. To ja powinnam być na jego miejscu. To ja powinnam przyjmować chemię, a nie niewinne małe dziecko. Pierwsze chemie były okropne. Włoski podczas głaskania syna zostawały mi w rękach. Obiecałam sobie sama, że nie będę płakać. Tak cholernie trudno było mi dotrzymać tej obietnicy. Po czterech miesiącach wróciliśmy do domu. Miało być dobrze. Było. Przez tydzień.  Antonii podczas drogi do toalety zemdlał. Znów obraliśmy kierunek szpital. Ja już nie dawałam rady. Moja dusza krzyczała coraz głośniej. Moje serce pękało coraz boleśniej. Wtedy okazało się, że są przeżuty. Że ten pierdolony rak zabiera mi mojego małego synka. Świat jest tak strasznie niesprawiedliwy. Ludzie są małymi pachołkami które tak łatwo złamać i nie zostanie po nich nawet ślad jedynie pusty i przeraźliwy krzyk.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Dla matki najgorszym widokiem jest śmierć swojego dziecka. Stało się. Antoś umarł. Nie znalazł się dla niego dawca płuca, a chemioterapia okazała się zbyt silna. Dowiedziałam się, że wróciłeś do kraju. Podobno zaliczyłeś doskonały występ w reprezentacji i teraz będziesz bronić barw Bełchatowskiego klubu. Mój świat nie jest już taki jaki był. Nie dawałam rady sobie z niczym.  Nie jadłam. Nie piłam. Nie spałam. Nie miałam dla kogo żyć. Mój syn był dla mnie całym moim światem. Moja dusza tak strasznie krzyczała, tak strasznie błagała o litość. Błagała tracąc swoją dumę i jakikolwiek honor. Błagała o powrót syna. Nie mogłam cofnąć mu życia chociaż bym tak bardzo chciała. Antek umarł po niecałym roku walki z chorobą, umarł mając niecałe 3 latka. Pewnego dnia, dokładnie 19 dni po pogrzebie na którym matka sprawiała wrażenie kochającej babci postanowiłam wyjść z domu. Szłam parkiem i zobaczyłam huśtawkę na której zawsze huśtał się mój syn, a ja zawsze mu powtarzałam, że ma się mocno trzymać, aby nie spadł. Słyszę jego śmiech. Już od kilku godzin bujałam się na jasno-żółtej plastikowej bujawce. Nagle pękłam chciałam iść do domu i wpadłam na Ciebie. Upadłam na chodnik tak bezwładnie.

-Przepraszam, Panią bardzo. Ja nie zauważyłem, że Pani. Wszystko w porządku – zapytałeś. Nie poznałeś mnie. Ja początkowo też Cię nie poznałam.

-Nie nic mi nie jest. To ja przepraszam.- Podniosłam wzrok na Ciebie. Wyprzystojniałeś. Oczy miałeś nadal takie same beztroskie. Pełne nadziei.

-Marysia?- powiedziałeś a ja odpowiedziałam skinieniem głowy- Boże minęło tyle lat. Co u Ciebie- zapytałeś, a ja znów poczułam, że tak bardzo Cię kocham. Że mi Cię brakowało. Po chwili zakryłam dłonią usta. Brwi utworzyły jedną prostą linie, a oczy wytworzyły rwący strumień łez.

-Przepraszam, ale muszę iść –powiedziałam wyminęłam Cię i niemal biegiem udałam się w kierunku mieszkania.  Gdy przekroczyłam próg kawalerki moje serce pękło już na dobre, a niemy krzyk duszy zmienił się w prawdziwy krzyk.  Krzyczałam tak przeraźliwie niszcząc cały dom. Tak dom. Dom który kochałam dzięki tej małej istocie, bez niej znów stał się bezwartościowy. Kuchenne talerze niemal wszystkie obróciły się w ostre kawałki, podobnie jak lustro w łazience. Wszelkie zdjęcia z półek rzucałam z impetem o drewnianą podłogę. Zauważyłam rzecz, która niegdyś sprawiała mi radość- fortepian. Otworzyłam klapę która chroniła klawisze. Palcem wskazującym dotknęłam jednego z klawiszy, a instrument wydał dźwięk wtedy dla mnie nie do zniesienia. Łzy spadały już jak chciały. Wzięłam krzesło stojące nieopodal i z całych sił uderzałam nim o klawisze instrumentu które pod wpływem siły łamały się lub wypadały. Niszczyłam mieszkanie w kilka minut, a mi wydawało się, że to całe godziny. Z wyczerpania upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie słyszałam kiedy wszedłeś do mieszkania. Podbiegłeś do mnie i tak po prostu przytuliłeś. Zatopiłam twarz w zagłębieniu Twojej szyi i zaciągałam zapachem perfum jakby były najdroższym narkotykiem na ziemi. Nic  nie mówiłeś. Kołysałeś lekko na boki. Głaskałeś włosy.



Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce. Wojtek to właśnie Ty wyciągnąłeś mnie z depresji. Widziałam w Twoich oczach to uczucie. Wiedziałam, że ono nigdy nie zgasło i nigdy nie zgaśnie. Nie byłam osobą odpowiednią do kochania. Byłam osobą, która upadki na samo dno miała wpisane w życiorys.  Jesteśmy razem już 4 lata. 4 lata temu straciłam syna. Nigdy nie będzie nikogo, kto by go zastąpił. Kocham Cię. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałeś mi, że jeśli okaże się błędem to będzie to najpiękniejszy błąd w Twoim życiu, którego nigdy nie zapomnisz. Mogę też się najpewniejszą osobą która zmieni Twoje życie na inne. Ty moje zmieniłeś.

___________
Trochę mnie tu nie było. Zapewne nie tęskniłyście. 

PRZED WAMI JAK WIDZICIE HISTORIA Z WŁODARCZYKIEM. (mało udana)

Ostatnio ciepałam na okropny i wielki przez duże w brak jakiejkolwiek weny. Napisanie u Was choćby najmniejszego komentarza sprawiało mi ból intelektualny. Strasznie okropne jest uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie możesz skleić choćby jednego sensownego zdania. Lecz nie zgadniecie kto mnie odblokował i wyprowadził z tej ciemnej dupci- otóż moim rycerzem stał się Grzesiu Kosok razem z Wojtkiem Grzybem, którzy tak słodko i idealnie prezentowali się na filmiku z badań rzeszowskiego mistrza. No i Kosa i jego dziewczyna dali mi wenę dzięki której jestem już kilka rozdziałów do przodu.

Zapraszam serdecznie na historię, całkiem nową o Miśku Kubiaku LINK.

Brakuje mi bohaterów do tego opowiadania. Macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach.

Nie przedłużam. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA i  ZOSTAWIANIA JAKIEGOKOLWIEK ŚLADU PO SOBIE.

Pozdrawiam Anka

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Miłość




MIŁOŚĆ


Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Może lepiej zacząć od tego: Czym jest miłość ? Czy to tylko chwilowy stan uniesienia emocjonalnego ? Czy może jednak cielesność i zadowolenie jakie mogą Ci przynieść jego szybkie i stanowcze ruchy bioder? Czy miłość to zaufanie i poczucie bezpieczeństwa? Czy miłość to tylko przyzwyczajenie ? A może miłość to bycie ze sobą na dobre i na złe ? Miłość będzie wtedy ,gdy będziesz trzymał mi włosy bo mój żołądek nie wytrzymuje już kolejnej dawki alkoholu.  Miłość jest wtedy gdy chcesz przychylić mi nieba, a za mnie dałbyś się pokroić bez zbędnego znieczulenia. Bo twoim znieczuleniem będzie miłość. Prawda ? Nie wiem, czy miłość to stado motyli urządzających sobie kładkę w Ciechocinku w twoim żołądku. Ja bynajmniej tego nie czułam. Ja wiedziałam, że gdy moje oczy nie ujrzą Twojej sylwetki. Twoich uniesionych kącików ust. Kiedy uszy nie usłyszą melancholijności Twojego głosu, to moje płuca przestaną wentylować powietrze, a ciało rozpadnie się na milion kawałków. I będzie cicho. Będzie nicość. Będę słuchać tylko bicia Twojego serca, które będzie ukojeniem dla mojej duszy.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Nigdy nie potrafiłam rozpamiętywać tego co było. Zmieniłam się. Zmieniłam się o 360 stopni. Dziś, gdy świętuje w samotności złoto olimpijskie i poprzedzające je tytuł dwukrotnego mistrza Polski  siedząc na parapecie w moim małym łódzkim mieszkaniu wspominam to, co było motorem napędowym dla mojego życia. Wspominam przy lampce wina o tym jak ja zwykły babochłop poznał Ciebie. Pana idealnego. Bożyszcza kobiet, które przeżywają orgazm tylko na widok Twoich szaro-błękitnych tęczówek i lubieżnego uśmiechu. Nigdy nie przeszkadzały Ci piski i jęki Twoich małoletnich fanek zawsze śmiałam się, że zwinie Cię kurator za jedno mrugnięcie okiem. Wiesz podobno nasze życie to ¼ mrugnięcia oka. Ciekawe czy to prawda ? Moje życie miało swój początek w dniu w którym Cię poznałam. Dziś jestem inną kobietą. Silną.  A Ty pan idealny z nienagannie ułożoną grzywką na żel oraz perfekcyjnie dobranym strojem zawojowałeś mój świat. Miałeś być idealny. Okazałeś się zwykłym pantoflarzem i kłamcą, a ja jak głupi czerwony kapturek uwierzyłam złemu wilkowi ,którym byłeś Ty. Nie łatwo jest słuchać o swoich wadach. Moją największą wadą, a zarazem zaletą byłeś Ty Michał.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Wszystko to zaczęło się jakiś rok temu, gdy byłam na dodatkowym treningu. Nienawidziłam być oczkiem w głowie trenera, bo gdy inne dziewczyny robiły na treningu 150 km ja robiłam 250km. Zastanawiacie się kim jestem otóż jestem sportowcem z zawodu i umiłowania. Moje serce owładnęło kolarstwo szosowe. Kiedyś czytałam, że gdy kolarz uczestniczy w kraksie upadając już szuka swojego roweru. Wsiada jak najszybciej na niego i goni peleton nie zważając na skapującą na ulice krew, a piłkarz teatralnie układa się na murawie, by wywalczyć coś sobą, a przecież to nie pieprzony teatr. Wracając jechałam sobie samotnie jedną z peryferyjnych dróżek. Na liczniku miałam grubo po 40km/h, a ty niczym wielki Panicz zajechałeś mi drogę. Potem w moim mózgu zadziało się wiele. Upadłam na ziemie, nie mogłam dostrzec roweru. Wstałam szybko ,by go odnaleźć. Znalazłam. Przednie koło scentrowane plus nowy karbonowy widelec do wymiany. Zauważyłam również, że suport nie jest dobry, jednym słowem rower do klubowego mechanika na małą odnowę. Strasznie się zdenerwowałam, bo przecież rower dla mnie to jak dla Kubicy jego bolid. Wysiadłeś z auta. Zaczęłam na ciebie krzyczeć. Chciałeś coś powiedzieć, a wtedy ja zauważyłam przedartą getrę na kolanie. Moja złość wskoczyła na poziom maksymalny. Wyzywałam cię ostatecznie, by potem usiąść na krawężniku i zadzwonić po trenera, który zjawił się po 30 minutach. Gdy mnie zobaczył koloryt jego twarzy zmienił się z ładnej opalenizny na kolor białej szpitalnej ściany. Łuk brwiowy pęknięty  brunatna ciecz zaznaczyła sobie drogę na moim policzku. Obojczyk podobnie jak i kolano-krwawiący. Nie chciałam jechać do szpitala. Rany zaklejono plastrami. Potem trener  zapiął rower na dach klubowego auta. Dostałeś ode mnie wizytówkę ,bo ktoś musi zapłacić za mój rower. Znaczy pokryć szkody. Nie wzywałam policji ja chciałam aby mój rower wrócił.  Tak się poznaliśmy pamiętasz ? Długo Ci do zajęło byś mnie do siebie przekonał. Byś się do mnie zbliżył. Ja głupia Ci uległam. Ale dziękuje Ci za to po tym wszystkim to chyba dzięki Tobie zdobyłam to mistrzostwo Polski, a dokładnie podwójne. Dałeś mi kopa. Porządnego. Wyżyłam się na tej trasie i wykręciłam najlepszy wynik.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Pamiętam jak mówiłeś, że jej nie kochasz, że to już koniec. Koniec waszego małżeństwa. Ale co z owocem waszej miłości. Owocem szybkich ruchów Twoich bioder. Co z nim ? Pozwolisz mu na cierpienie i krzywe spojrzenia społeczeństwa. Pozwolisz, żeby inne dzieci się z niego śmiały, bo tatuś nie kocha już mamusi. Wytłumaczysz mu, że w jego życiu pojawi się nowa ciocia ? Nowa mamusia? A może w ogóle mnie nie przedstawisz i będziesz wpadał do mnie za potrzeba ? Za potrzebą wyżycia się ? Za potrzebą wypłakania się w moje ramię.  Okazało się to, czego bałam się najbardziej. Jak tylko mogłeś tuszowałeś naszą znajomość. W końcu nie ma czego się dziwić, że byłam tylko dziwką na Twoje nocne wypady. Że byłam tylko pluszową zabawką małego chłopczyka. Początkowo było mi z tym bardzo dobrze. Tak jak mówiłam tylko na początku. Dobrze, że nasza znajomość trwała tyle i ,że tylko trochę się od Ciebie uzależniłam.  W sumie to i teraz dzisiejszego dnia, w którym powinnam świętować z trenerem i dziewczynami siedzę i wspominam i wiesz Misiu , tęsknie za Tobą.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Mimo ,że znaliśmy się te 365 dni to ja się w Tobie zakochałam. W sumie dziś już nie wiem, czy to było zakochanie czy zauroczenie. W każdym bądź razie nie wyobrażałam sobie kolejnych dni bez Ciebie. Kiedyś rozmawialiśmy i mówiłam Ci, że nie chce być postrzegana jako ta co niszczy idealne małżeństwa. Ty mówiłeś, że to koniec.  Zaczęłam trenować więcej przez te pół roku. Byłam nastawiona na najważniejszą imprezę w sezonie. Byłam głodna zwycięstwa. Kto ma Mistrza Polski ten jedzie na Olimpiadę. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Brakowało mi tak niewiele, a zarazem tak dużo.  Po wieczorze i poranku spędzonym z Tobą trening był lepszy, kręcenie nogami mimo bólu i zacisków mięśni cieszyło.  Moje nogi dawały coraz lepsze czasy. Miałam coraz więcej siły.  Będąc z Tobą udało mi się zdobyć podwójnego Mistrza Polski. Cieszyłam się tym jak małe dziecko. Nie wiem jak udało mi się tego dokonać. Wiedziałam, że jest wiele lepszych zawodniczek ode mnie. Na czasówce byłam szybsza tylko o 2 sekundy to tak niewiele. Natomiast w wyścigu ze startu głównego nie miałam sobie równych, bo wjechałam przed głównym peletonem minutę i 34 sekundy wcześniej, bo zadecydowałam się na ucieczkę. Samotną. Byłam szczęśliwa. Mojego niby chłopka nie było przy mnie. Był sobie z żoną i synem na wakacjach. Wmawiałam sobie nieudolnie, że nie mam nic przeciwko temu, natomiast moje serce krzyczało. Nie chciałam o tym myśleć. Zadecydowałam jednak, że trzeba to zakończyć. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do niego. Znaczy ,gdy usłyszałam jego ciche i zaskakująco pociągające ‘Halo’ chciałam się rozmyślić lecz postanowiłam coś, a ja Nikola Wrześniewska zawsze dotrzymuje słowa.

„Wiesz Michał, czas zakończyć coś co nie powinno mieć w ogóle swojego początku. Ty masz rodzinę. Masz syna. Nie mogę tego dalej niszczyć. Nie potrafię być z Tobą wiedząc, że teraz leżycie ze sobą na ciepłym piasku i nawet ona nie wie o Twoim obliczu w mojej sypialni. Ona nie wie co się dzieje.  Wiem, że dla Ciebie jestem tylko cielesną zabawką, ale ja już tak nie potrafię. Przepraszam. A i wiedz, że Twoja żona nie dowie się o Twoich podbojach. To zostanie między nami Michaś, tylko między nami”
„Nikola, proszę Cię ja już Ci to kilkukrotnie tłumaczyłem. Nie kocham jej. Wiem, że czujesz się zagubiona. Oszukana. Ale ja mam syna i te wakacje są dla niego. Jak wrócę to musimy się spotkać. Porozmawiać.”


„ Przykro mi Michał, ale nie spotkamy się. Właśnie masz syna. Powinieneś o nim myśleć i być ze swoją żoną. Być z nią. Tworzyć rodzinę dla swojego syna. Jak wrócisz to mnie nie będzie w Łodzi. Będę na zgrupowaniu.”- Wypowiadając te słowa rozłączyłam się by opaść na poduszkę i dać upust emocjom.  Potem zostało mi zgrupowanie i tak bardzo upragniona Londyńska Olimpiada. W wiosce zauważyłeś mnie. Pamiętasz? Nasze spojrzenia się krzyżowały. Uśmiechnęłam się nikle i odeszłam.  Tobie nie udało się zawojować Londyńskiej ziemi. Mnie wręcz przeciwnie. Złoto Olimpijskie ze startu wspólnego.  Znów nie dałam szans innym zawodniczkom, bo wjechałam tym razem 2 minuty przed peletonem. Nie wiedziałam jak tego dokonałam. Bo w połowie trasy brałam udział w dosyć dużej kraksie. Pozbierałam się i udało mi się uciec. Tym razem nie w samotności ale jeszcze z dwoma zawodniczkami. Do mety zostało około kilometra, a ja już wiedziałam ,że medal Olimpijski już mam. Ale z jakiego kruszcu. Postanowiłam zawalczyć. Ten ostatni raz mimo, że byłam już na skraju wykończenia fizycznego.  Złapałam rękoma kozła zaparłam się ostatkiem sił zaczęłam swój finisz.  Na ostatnich metrach już krzyczałam. Wjeżdżając na kreski  z napisem meta usłyszałam głos speakera który mówił ‘ Lady’s and gentelman’s the gold medal In cycling Road it is for Nikola Wrzesneska In Poland. Congratulation”  Po chwili ludzie mnie otoczyli ja chciałam tylko dojechać do reprezentacyjnego trenera i zejść z roweru,  i po prostu odpocząć. Nie mogłam go nigdzie dostrzec. Wypięłam nogi z pedałów. Zeszłam z roweru. Położyłam go na płask na londyńskiej drodze i po prostu usiadłam koło niego zatapiając twarz w dłonie. Łzy szczęścia zaczęły swoją wędrówkę. Po chwili znalazł się koło mnie sztab medyczny i opatrzył krwawiącą nogę oraz łokieć. Byłam przeszczęśliwa. Po kilku minutach przyszedł trener wstałam i wtuliłam się w dosyć pokaźnego mężczyznę. I właśnie w tym momencie dostałam takiego energetycznego kopa.  Wstałam i zaczęłam skakać z uśmiechem na ustach. Paparazzi otoczyli mnie robiąc zdjęcia w euforii.  Musiałam udzielić wywiadu. Pierwszy raz w życiu. Dowiedziałam się ,że byłam pierwszą polką w historii która dokonała czegoś takiego. I, że dawno nie było wyścigu kobiet, gdzie ucieczka dojechała do mety i to jeszcze z zawodniczka biorącą udział w kraksie.  W wywiadzie podziękowałam Ci lekko. Mam nadzieję, że zrozumiałeś, że to dzięki Tobie.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Dlaczego dzięki Tobie ? Najpierw dawałeś mi siły bym stała się lepszym zawodnikiem. Pełnowartościowym. Mającym i siłę i szybkość. Potem tak bardzo Cię nienawidziłam, że również dało mi to siły. Nie załamałam się lecz pracowałam jeszcze ciężej. Bałam się, że nie wytrzymam presji imprezy jednak udało się.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ? Wydaje mi się, że nie. Byłam Twoją kilkunocną przygodą. Byłam kimś na kim mogłeś sobie odreagować zły dzień, zły trening. Byłam potem na Twoim meczu. Nie widziałam w Twoich oczach, żebyś cierpiał po mojej stracie. Wręcz przeciwnie tworzyłeś piękny obrazek ze swoją żoną i synem. Cieszę się, że Ci się powiodło. Muszę Ci powiedzieć, że byłeś najlepszą rzeczą i najlepszym człowiekiem na jakiego mogłam trafić w swoim 23 letnim życiu. Teraz życzę Ci wszystkiego w tej zimnej Rosji. Dziękuje Ci Misiu . Dziękuje za wszystko.

_________

Jestem i tu po dosyć długiej nieobecności. 
Nie wiem ile jeszcze umieszczę tu rozdziałów, kilka. 

Rozdział ten dedykowany jest JULCE, bo tylko Ty kochasz tak Winiara jak ja kocham Piotrka. 

Nie przedłużam. Zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam Annie