środa, 7 maja 2014

Kochałam



Odnajdź siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Kochałam Cię za nic, a tak naprawdę kochałam Cię za wszystko. Za ukradkowe spojrzenia gdy byłam na Ciebie piekielnie zła, za nieśmiałe uśmiechy, które przyprawiły mnie szybszego bicia serca. Kochałam Cię za ton głosu, tak melodyjny, że był miodem na moje rany, na rany które wcześniej bezsensownie wyrządzałeś. Kochałam Cię za duże dłonie, które co noc masowały mój zmęczony kark. Kochałam Cię za malinowe usta które błądziły ochoczo po moim nagim ciele. Kochałam Cię, choć nigdy kochać nie powinnam.


Odnajdź siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Bywały momenty w których uświadamiałam sobie, że uczucie którym Cię darzę nie powinno mieć prawa bytu, że to nierealne, że zwykła nikomu nieznana dziewczyna, skraść może serce właśnie Tobie. Wiecznemu amantowi, uwodzicielowi. Jednak zdarzyło się coś nieprawdopodobnego moje serce biło tylko i wyłącznie dla Ciebie, Twoje podobno dla mnie też.


Odnajdź siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Myślałam, że wygrałam los na loterii tak naprawdę wygrałam ale przywiązany do kostki ogromny głaz, a Ty stojąc ze mną nad wielką wodą popychasz mnie w głąb morskiej otchłani. Pamiętam każdy najmniejszy minimetr Twojego ciała, ciała niemalże jak u greckich herosów. Byłeś mój i tylko mój. Przynajmniej tak mi się wydawało.


Odnajdź siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Widocznie nie była nam pisana miłość, mimo że ja kochałam Cię do rozpuku.  Momentami brakowało mi słów by opisać uczucie jakim Cię darzyłam, widocznie nam ta miłość nie była pisana. Nie było nam pisane te uczucie które wyczytać można w dramatach Szekspira. Widocznie los chciał inaczej.  Zastanawiam się teraz siedząc w pustym mieszkaniu gdzie jedynym gościem i powiernikiem mych łez jest echo, czemu właśnie mnie nikt nigdy nie pokochał jak ja pokochałam Ciebie? Czemu dzień w dzień  gdy wspominam tamten moment, moment w którym w popłochu uciekałam z Bełchatowa zabija mnie od środka? Czemu ?


Odszukaj siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Nasza historia była na pozór idealna, ona piękna, on przystojny. Ona z Karpacza, on z Warszawy. Szaleńczo zakochani, postanowili razem zamieszkać. Wszystko było perfekcyjne. Perfekcyjnie się dogadywali, ona robiła codziennie pyszną jajecznice na śniadanie, a on otwierając jej ulubioną Fantę zalewał pół mieszkania. Ona denerwując się zawsze się jąkała, a on gdy bolała ją głowa zamykał szczelnie w swoich ramionach. Znasz Karolu skądś tę historię? Ja ją znam zbyt doskonale.  Nigdy nie powiedziałeś, że jestem pocieszeniem. Marną zabawką, kopią Twojej byłej dziewczyny której oddałeś serce, tak jak ja oddałam Ci swoje. Nigdy nie powiedziałeś mi, że Twoje myśli nie krążą wokół mojej blond czupryny, tylko wokół rudowłosej piękności.   Pewnie myślałeś, że zapcham się tą marną imitacją miłości.  Walczyłam o to, walczyłam by Twoje oczy były pełne uczucia, by dotyk był namiastką przepełnionego miłością dotyku. Walczyłam i po 6 miesiącach machałam ogromną biała flagą, oddawałam kapitulacje wielkiej miłości.


Odszukaj siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Byłeś na treningu, a ja miotałam się po mieszkaniu niczym stado ptaków uciekających w popłochu z wiśniowego drzewa. Bez jakiegokolwiek składu i ładu wrzucałam wszystkie swoje rzeczy do walizki. Chciałam uciec jak najszybciej, zostawiając zwykłe ‘przepraszam’. Gdy stałam na środku salonu omiatając wzrokiem puste szafki, ulubiony fotel, brudny zlew łzy zbierały mi się w oczach i przez swoją nieuwagę doprowadziłam do tego, że spotkałam się z Tobą po raz ostatni.

-Olga co Ty robisz?-  pyta, łapiąc mnie za rękę. Przez moje ciało przeszedł ten ostatni dreszcz miłości.

-Karol, to nie ma najmniejszego sensu. Twoje serce nadal należy do niej. Ja nie chce być, nie potrafię być maskotką która miała zapchać ból i tęsknotę po Indze. Przepraszam, ja naprawdę Cię kocham, a czasami kochając trzeba odchodzić- dodaje, a strumienie łez leją się po moich jasnych policzkach-  Gdy w nocy szeptałeś je imię, to wyrywałeś mi serce i okoliczne aorty. Przepraszam- łapie w dłoń rączkę od wielkiej walizki i wybiegam z mieszkania. Nie wiem dokąd iść, nie wiem gdzie mam uciec. Udaje się więc do miejsca, które jest kolejnym kamieniem u mych nóg. Jadę do Karpacza do miejsca w którym się poznaliśmy. Całą drogę płacze, bo serce zostało w Bełchatowie u Karola który dokładnie przepuszcza je w maszynce do mięsa.  Chodzę po parkowych alejkach smętna i zimna niczym otaczający mnie wiatr. Nie myślę racjonalnie, zastanawiam się co teraz robisz, zapewne grasz kolejne mecze życia, walcząc o złota którego tak pragnąłeś.  Wracam do mieszkania, gdzie jedynym towarzyszem i powiernikiem słonych łez jest puste echo. Rozsiadam się wygodnie  na sofie tępo wpatrując się w zachodzące słońce mieniące się milionem barw.  Przymykam oczy oddając się znów na pożarcie wspomnieniom.


Odszukaj siebie wśród miliona rażących się gwiazd.


Chce zacząć żyć sama na nowo, chce funkcjonować, cieszyć się dniem. Kochać, lecz zwyczajnie tego nie potrafię. Mijają dni, które są cholernie długie, każda minuta jest niemal wiecznością, wiecznością która jeszcze bardziej mnie zabija. Nie chce mi się jeść, spać, żyć. Nagle do moich bębenków usznych dochodzi dźwięk zwany potoczny pukaniem. Myślę, że to listonosz który wsunie mi kolejny list pod wycieraczkę, jednak mylę się. Dźwięk nie ustaję, wręcz przeciwnie przypiera na głośności. Podnoszę swoje wątłe i coraz chudsze już ciało i otwieram skrzypiące już drzwi, przed którymi stoisz.


-Olga, nawet nie wiesz ile dni już Cię szukam. Wszędzie wydzwaniałem do Ciebie, znajomych. Nawet byłem u Twoich rodziców. Olga, przepraszam Cię, ale nie mogę Ci pozwolić odejść, bo jesteś dla mnie wszystkim. Przepraszam, ale nie pozwolę Ci na życie u boku kogoś innego, bo najzwyczajniej w świecie Cię kocham. Jesteś moją gwiazdą odszukaną wśród miliona. –mówi, całując mnie zachłannie w usta.


_______________________

Postanowiłam reaktywować tego bloga. Nie wiem czuje czasami w sobie jakąś historię ale nie chce jej jakoś rozbudowywać więc czasami będę tutaj coś wrzucać. mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałyście. Winiar się piszę więc niedługo też coś powinno się pojawić.  Zmieniło się tutaj, nowa muzyka w tle, nowy szablon. 

Jeśli masz do mnie jakieś pytanie? ASK

A ogólnie podoba Wam się ten onepart? Czy raczej nie? 

Pozdrawiam Anka

czwartek, 22 sierpnia 2013

Krzyk

Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak  wyciągam do Ciebie ręce.


Czym jest krzyk ?  Czym jest krzyk ciała ? A czym krzyk duszy ? Czym jest nicość rozrywająca ciało ? Krzyk to nie zawsze ból. Krzyk to nie zawsze negatywna emocja. Krzyk to nie zawsze nerwy. Można krzyczeć z powodu satysfakcji . Można krzyczeć ze szczęścia, można i krzyczeć  nic nie mówiąc. Można krzyczeć całym sobą, kiedy złość emanuje z Twojego ciała. Ja chciałam krzyczeć, bo odebrano mi Jego.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Krzyk mojej duszy jest przeraźliwy. Nie raz budzę się w nocy olana zimnym potem. Słyszę w swojej głowie donośny śmiech. Chce mi się płakać. Moja historia nie jest typową. W wieku 17 lat zaszłam w ciąże. To dziwne? Dla niektórych pewnie tak. Bo większość ludzi powie ‘Puszczała się.’ lub ‘W dupie się gówniarze poprzewracało, bo miała wszystko co chciała’. Każde z tych wypowiedzianych słów jest warte tyle co zeszłoroczny śnieg. Nikt nie wie, że wykorzystał mnie mój ówczesny najlepszy kumpel. Ja i moja przyjaciółka oraz on wybraliśmy się na imprezę która miała uczcić zakończenie roku. Wypiłam jednego drinka, który i tak był dla mnie jak wyrok. Jak się okazało ‘przyjaciel’ wrzucił mi do niego tabletkę gwałtu, a potem zrobił co chciał. Nie będę wyjaśniać co się stało. Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Dziecko gwałtu domagało się życia. Chciałam zapomnieć o tamtej nocy. O tamtejszym koszmarze. Bezskutecznie.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Pewnego wieczora, podczas którego wylewałam hektolitry słonych kropel potocznie zwanych łzami w progu do mojego pokoju zjawiła się ona-matka. Nigdy jej nie zapomnę tych kilku słów. Wiesz Wojtusiu tak bardzo Ci dziękuje, że zjawiłeś się wtedy u mnie w mieszkaniu, tamtego dnia i o nic nie pytając łatałeś moje serce. Moja matka kazała mi usunąć moje malutkie dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Kazała mi, aby ktoś na obleśnej kozetce wyskrobał wyrwał ze mnie część mojego serca. Mojego życia. Nigdy jej tego nie zapomnę. Była najbardziej fałszywą osobą jaką mogłam spotkać. Jedynie kilka osób trzymało mnie przy życiu. Jedną z tych osób zdecydowanie byłeś Ty. Wiesz, tak strasznie mnie to bolało, że wtedy mnie zostawiłeś i wyjechałeś do tej cholernej Austrii. Rozumiem. Wszystko rozumiem, chciałeś się spełniać. Być kimś naprawdę wielkim w tym co robisz nie liczyła się wtedy przyjaciółka. Nie wiedziałeś, że byłam w ciąży. Nie chciałam litości. Chciałam miłości. Czy wymagałam wiele? W dniu w którym matka powiedziała mi, że mam usunąć Antka wiedziałam, że nie mogę żyć w tym domu ani dnia dłużej. Dom to nie powinny być tylko cztery ściany. Dom to miłość, to poczucie bezpieczeństwa. To miejsce do którego zawsze chcemy wracać. Ja już nie chciałam do tego miejsca wracać.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Na fortepianie gram odkąd skończyłam 10 lat. Kocham to równie mocno jak Ty kochasz siatkówkę.  Czarny masywny instrument który wydaje dźwięki mojej duży. Dźwięki mojego krzyku. Panicznego. Heroicznego. Dzięki pomocy ojca udało mi się zacząć nowe życie w nowym miejscu z małym dzieckiem. Wyjechałam do Bełchatowa, by być jak najdalej matki. Gdy urodziłam Antosia byłam najszczęśliwszą młodocianą kobietą jaką Bóg miał na swoim ziemskim padole. Studiowałam zaocznie. Zajmowałam się moim kochanym Aniołkiem i pracowałam wieczorami. Moją pracą było grywanie na tym przeklętym i teraz znienawidzonym przeze mnie fortepianie w ekskluzywnych knajpach. Dawałam sobie radę, aż do dnia w którym po raz kolejny wszystko musiało się rozsypać jak domek biednej świnki z bajki który zepsuł zły i przebiegły wilk. Wtedy mój syn miał 2 latka. Był taki mały i bezbronny. Niczemu nie winien. Pewnego dnia obudził się cały rozpalony. Niemal biegiem znaleźliśmy się u lekarza rodzinnego. Przepisał antybiotyk. Minęło kilka dni, a ze stanem zdrowia Antka było coraz gorzej. Wylądowaliśmy w szpitalu. Przeprowadzili kilka badań i wysnuli diagnozę- RAK PŁUC, niemal natychmiastowo potrzebna jest chemioterapia. I wtedy serce pękło mi po raz pierwszy. Wtedy moja dusza zaczęła krzyczeć po raz pierwszy. To ja powinnam być na jego miejscu. To ja powinnam przyjmować chemię, a nie niewinne małe dziecko. Pierwsze chemie były okropne. Włoski podczas głaskania syna zostawały mi w rękach. Obiecałam sobie sama, że nie będę płakać. Tak cholernie trudno było mi dotrzymać tej obietnicy. Po czterech miesiącach wróciliśmy do domu. Miało być dobrze. Było. Przez tydzień.  Antonii podczas drogi do toalety zemdlał. Znów obraliśmy kierunek szpital. Ja już nie dawałam rady. Moja dusza krzyczała coraz głośniej. Moje serce pękało coraz boleśniej. Wtedy okazało się, że są przeżuty. Że ten pierdolony rak zabiera mi mojego małego synka. Świat jest tak strasznie niesprawiedliwy. Ludzie są małymi pachołkami które tak łatwo złamać i nie zostanie po nich nawet ślad jedynie pusty i przeraźliwy krzyk.


Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce.


Dla matki najgorszym widokiem jest śmierć swojego dziecka. Stało się. Antoś umarł. Nie znalazł się dla niego dawca płuca, a chemioterapia okazała się zbyt silna. Dowiedziałam się, że wróciłeś do kraju. Podobno zaliczyłeś doskonały występ w reprezentacji i teraz będziesz bronić barw Bełchatowskiego klubu. Mój świat nie jest już taki jaki był. Nie dawałam rady sobie z niczym.  Nie jadłam. Nie piłam. Nie spałam. Nie miałam dla kogo żyć. Mój syn był dla mnie całym moim światem. Moja dusza tak strasznie krzyczała, tak strasznie błagała o litość. Błagała tracąc swoją dumę i jakikolwiek honor. Błagała o powrót syna. Nie mogłam cofnąć mu życia chociaż bym tak bardzo chciała. Antek umarł po niecałym roku walki z chorobą, umarł mając niecałe 3 latka. Pewnego dnia, dokładnie 19 dni po pogrzebie na którym matka sprawiała wrażenie kochającej babci postanowiłam wyjść z domu. Szłam parkiem i zobaczyłam huśtawkę na której zawsze huśtał się mój syn, a ja zawsze mu powtarzałam, że ma się mocno trzymać, aby nie spadł. Słyszę jego śmiech. Już od kilku godzin bujałam się na jasno-żółtej plastikowej bujawce. Nagle pękłam chciałam iść do domu i wpadłam na Ciebie. Upadłam na chodnik tak bezwładnie.

-Przepraszam, Panią bardzo. Ja nie zauważyłem, że Pani. Wszystko w porządku – zapytałeś. Nie poznałeś mnie. Ja początkowo też Cię nie poznałam.

-Nie nic mi nie jest. To ja przepraszam.- Podniosłam wzrok na Ciebie. Wyprzystojniałeś. Oczy miałeś nadal takie same beztroskie. Pełne nadziei.

-Marysia?- powiedziałeś a ja odpowiedziałam skinieniem głowy- Boże minęło tyle lat. Co u Ciebie- zapytałeś, a ja znów poczułam, że tak bardzo Cię kocham. Że mi Cię brakowało. Po chwili zakryłam dłonią usta. Brwi utworzyły jedną prostą linie, a oczy wytworzyły rwący strumień łez.

-Przepraszam, ale muszę iść –powiedziałam wyminęłam Cię i niemal biegiem udałam się w kierunku mieszkania.  Gdy przekroczyłam próg kawalerki moje serce pękło już na dobre, a niemy krzyk duszy zmienił się w prawdziwy krzyk.  Krzyczałam tak przeraźliwie niszcząc cały dom. Tak dom. Dom który kochałam dzięki tej małej istocie, bez niej znów stał się bezwartościowy. Kuchenne talerze niemal wszystkie obróciły się w ostre kawałki, podobnie jak lustro w łazience. Wszelkie zdjęcia z półek rzucałam z impetem o drewnianą podłogę. Zauważyłam rzecz, która niegdyś sprawiała mi radość- fortepian. Otworzyłam klapę która chroniła klawisze. Palcem wskazującym dotknęłam jednego z klawiszy, a instrument wydał dźwięk wtedy dla mnie nie do zniesienia. Łzy spadały już jak chciały. Wzięłam krzesło stojące nieopodal i z całych sił uderzałam nim o klawisze instrumentu które pod wpływem siły łamały się lub wypadały. Niszczyłam mieszkanie w kilka minut, a mi wydawało się, że to całe godziny. Z wyczerpania upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie słyszałam kiedy wszedłeś do mieszkania. Podbiegłeś do mnie i tak po prostu przytuliłeś. Zatopiłam twarz w zagłębieniu Twojej szyi i zaciągałam zapachem perfum jakby były najdroższym narkotykiem na ziemi. Nic  nie mówiłeś. Kołysałeś lekko na boki. Głaskałeś włosy.



Patrz jak krwawi moje serce. Patrz jak wyciągam do Ciebie ręce. Wojtek to właśnie Ty wyciągnąłeś mnie z depresji. Widziałam w Twoich oczach to uczucie. Wiedziałam, że ono nigdy nie zgasło i nigdy nie zgaśnie. Nie byłam osobą odpowiednią do kochania. Byłam osobą, która upadki na samo dno miała wpisane w życiorys.  Jesteśmy razem już 4 lata. 4 lata temu straciłam syna. Nigdy nie będzie nikogo, kto by go zastąpił. Kocham Cię. Nigdy nie zapomnę jak powiedziałeś mi, że jeśli okaże się błędem to będzie to najpiękniejszy błąd w Twoim życiu, którego nigdy nie zapomnisz. Mogę też się najpewniejszą osobą która zmieni Twoje życie na inne. Ty moje zmieniłeś.

___________
Trochę mnie tu nie było. Zapewne nie tęskniłyście. 

PRZED WAMI JAK WIDZICIE HISTORIA Z WŁODARCZYKIEM. (mało udana)

Ostatnio ciepałam na okropny i wielki przez duże w brak jakiejkolwiek weny. Napisanie u Was choćby najmniejszego komentarza sprawiało mi ból intelektualny. Strasznie okropne jest uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie możesz skleić choćby jednego sensownego zdania. Lecz nie zgadniecie kto mnie odblokował i wyprowadził z tej ciemnej dupci- otóż moim rycerzem stał się Grzesiu Kosok razem z Wojtkiem Grzybem, którzy tak słodko i idealnie prezentowali się na filmiku z badań rzeszowskiego mistrza. No i Kosa i jego dziewczyna dali mi wenę dzięki której jestem już kilka rozdziałów do przodu.

Zapraszam serdecznie na historię, całkiem nową o Miśku Kubiaku LINK.

Brakuje mi bohaterów do tego opowiadania. Macie jakieś pomysły? Piszcie w komentarzach.

Nie przedłużam. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA i  ZOSTAWIANIA JAKIEGOKOLWIEK ŚLADU PO SOBIE.

Pozdrawiam Anka

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Miłość




MIŁOŚĆ


Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Może lepiej zacząć od tego: Czym jest miłość ? Czy to tylko chwilowy stan uniesienia emocjonalnego ? Czy może jednak cielesność i zadowolenie jakie mogą Ci przynieść jego szybkie i stanowcze ruchy bioder? Czy miłość to zaufanie i poczucie bezpieczeństwa? Czy miłość to tylko przyzwyczajenie ? A może miłość to bycie ze sobą na dobre i na złe ? Miłość będzie wtedy ,gdy będziesz trzymał mi włosy bo mój żołądek nie wytrzymuje już kolejnej dawki alkoholu.  Miłość jest wtedy gdy chcesz przychylić mi nieba, a za mnie dałbyś się pokroić bez zbędnego znieczulenia. Bo twoim znieczuleniem będzie miłość. Prawda ? Nie wiem, czy miłość to stado motyli urządzających sobie kładkę w Ciechocinku w twoim żołądku. Ja bynajmniej tego nie czułam. Ja wiedziałam, że gdy moje oczy nie ujrzą Twojej sylwetki. Twoich uniesionych kącików ust. Kiedy uszy nie usłyszą melancholijności Twojego głosu, to moje płuca przestaną wentylować powietrze, a ciało rozpadnie się na milion kawałków. I będzie cicho. Będzie nicość. Będę słuchać tylko bicia Twojego serca, które będzie ukojeniem dla mojej duszy.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Nigdy nie potrafiłam rozpamiętywać tego co było. Zmieniłam się. Zmieniłam się o 360 stopni. Dziś, gdy świętuje w samotności złoto olimpijskie i poprzedzające je tytuł dwukrotnego mistrza Polski  siedząc na parapecie w moim małym łódzkim mieszkaniu wspominam to, co było motorem napędowym dla mojego życia. Wspominam przy lampce wina o tym jak ja zwykły babochłop poznał Ciebie. Pana idealnego. Bożyszcza kobiet, które przeżywają orgazm tylko na widok Twoich szaro-błękitnych tęczówek i lubieżnego uśmiechu. Nigdy nie przeszkadzały Ci piski i jęki Twoich małoletnich fanek zawsze śmiałam się, że zwinie Cię kurator za jedno mrugnięcie okiem. Wiesz podobno nasze życie to ¼ mrugnięcia oka. Ciekawe czy to prawda ? Moje życie miało swój początek w dniu w którym Cię poznałam. Dziś jestem inną kobietą. Silną.  A Ty pan idealny z nienagannie ułożoną grzywką na żel oraz perfekcyjnie dobranym strojem zawojowałeś mój świat. Miałeś być idealny. Okazałeś się zwykłym pantoflarzem i kłamcą, a ja jak głupi czerwony kapturek uwierzyłam złemu wilkowi ,którym byłeś Ty. Nie łatwo jest słuchać o swoich wadach. Moją największą wadą, a zarazem zaletą byłeś Ty Michał.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś, Misiu ?

Wszystko to zaczęło się jakiś rok temu, gdy byłam na dodatkowym treningu. Nienawidziłam być oczkiem w głowie trenera, bo gdy inne dziewczyny robiły na treningu 150 km ja robiłam 250km. Zastanawiacie się kim jestem otóż jestem sportowcem z zawodu i umiłowania. Moje serce owładnęło kolarstwo szosowe. Kiedyś czytałam, że gdy kolarz uczestniczy w kraksie upadając już szuka swojego roweru. Wsiada jak najszybciej na niego i goni peleton nie zważając na skapującą na ulice krew, a piłkarz teatralnie układa się na murawie, by wywalczyć coś sobą, a przecież to nie pieprzony teatr. Wracając jechałam sobie samotnie jedną z peryferyjnych dróżek. Na liczniku miałam grubo po 40km/h, a ty niczym wielki Panicz zajechałeś mi drogę. Potem w moim mózgu zadziało się wiele. Upadłam na ziemie, nie mogłam dostrzec roweru. Wstałam szybko ,by go odnaleźć. Znalazłam. Przednie koło scentrowane plus nowy karbonowy widelec do wymiany. Zauważyłam również, że suport nie jest dobry, jednym słowem rower do klubowego mechanika na małą odnowę. Strasznie się zdenerwowałam, bo przecież rower dla mnie to jak dla Kubicy jego bolid. Wysiadłeś z auta. Zaczęłam na ciebie krzyczeć. Chciałeś coś powiedzieć, a wtedy ja zauważyłam przedartą getrę na kolanie. Moja złość wskoczyła na poziom maksymalny. Wyzywałam cię ostatecznie, by potem usiąść na krawężniku i zadzwonić po trenera, który zjawił się po 30 minutach. Gdy mnie zobaczył koloryt jego twarzy zmienił się z ładnej opalenizny na kolor białej szpitalnej ściany. Łuk brwiowy pęknięty  brunatna ciecz zaznaczyła sobie drogę na moim policzku. Obojczyk podobnie jak i kolano-krwawiący. Nie chciałam jechać do szpitala. Rany zaklejono plastrami. Potem trener  zapiął rower na dach klubowego auta. Dostałeś ode mnie wizytówkę ,bo ktoś musi zapłacić za mój rower. Znaczy pokryć szkody. Nie wzywałam policji ja chciałam aby mój rower wrócił.  Tak się poznaliśmy pamiętasz ? Długo Ci do zajęło byś mnie do siebie przekonał. Byś się do mnie zbliżył. Ja głupia Ci uległam. Ale dziękuje Ci za to po tym wszystkim to chyba dzięki Tobie zdobyłam to mistrzostwo Polski, a dokładnie podwójne. Dałeś mi kopa. Porządnego. Wyżyłam się na tej trasie i wykręciłam najlepszy wynik.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Pamiętam jak mówiłeś, że jej nie kochasz, że to już koniec. Koniec waszego małżeństwa. Ale co z owocem waszej miłości. Owocem szybkich ruchów Twoich bioder. Co z nim ? Pozwolisz mu na cierpienie i krzywe spojrzenia społeczeństwa. Pozwolisz, żeby inne dzieci się z niego śmiały, bo tatuś nie kocha już mamusi. Wytłumaczysz mu, że w jego życiu pojawi się nowa ciocia ? Nowa mamusia? A może w ogóle mnie nie przedstawisz i będziesz wpadał do mnie za potrzeba ? Za potrzebą wyżycia się ? Za potrzebą wypłakania się w moje ramię.  Okazało się to, czego bałam się najbardziej. Jak tylko mogłeś tuszowałeś naszą znajomość. W końcu nie ma czego się dziwić, że byłam tylko dziwką na Twoje nocne wypady. Że byłam tylko pluszową zabawką małego chłopczyka. Początkowo było mi z tym bardzo dobrze. Tak jak mówiłam tylko na początku. Dobrze, że nasza znajomość trwała tyle i ,że tylko trochę się od Ciebie uzależniłam.  W sumie to i teraz dzisiejszego dnia, w którym powinnam świętować z trenerem i dziewczynami siedzę i wspominam i wiesz Misiu , tęsknie za Tobą.

Czy Ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Mimo ,że znaliśmy się te 365 dni to ja się w Tobie zakochałam. W sumie dziś już nie wiem, czy to było zakochanie czy zauroczenie. W każdym bądź razie nie wyobrażałam sobie kolejnych dni bez Ciebie. Kiedyś rozmawialiśmy i mówiłam Ci, że nie chce być postrzegana jako ta co niszczy idealne małżeństwa. Ty mówiłeś, że to koniec.  Zaczęłam trenować więcej przez te pół roku. Byłam nastawiona na najważniejszą imprezę w sezonie. Byłam głodna zwycięstwa. Kto ma Mistrza Polski ten jedzie na Olimpiadę. Przynajmniej tak było w moim wypadku. Brakowało mi tak niewiele, a zarazem tak dużo.  Po wieczorze i poranku spędzonym z Tobą trening był lepszy, kręcenie nogami mimo bólu i zacisków mięśni cieszyło.  Moje nogi dawały coraz lepsze czasy. Miałam coraz więcej siły.  Będąc z Tobą udało mi się zdobyć podwójnego Mistrza Polski. Cieszyłam się tym jak małe dziecko. Nie wiem jak udało mi się tego dokonać. Wiedziałam, że jest wiele lepszych zawodniczek ode mnie. Na czasówce byłam szybsza tylko o 2 sekundy to tak niewiele. Natomiast w wyścigu ze startu głównego nie miałam sobie równych, bo wjechałam przed głównym peletonem minutę i 34 sekundy wcześniej, bo zadecydowałam się na ucieczkę. Samotną. Byłam szczęśliwa. Mojego niby chłopka nie było przy mnie. Był sobie z żoną i synem na wakacjach. Wmawiałam sobie nieudolnie, że nie mam nic przeciwko temu, natomiast moje serce krzyczało. Nie chciałam o tym myśleć. Zadecydowałam jednak, że trzeba to zakończyć. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do niego. Znaczy ,gdy usłyszałam jego ciche i zaskakująco pociągające ‘Halo’ chciałam się rozmyślić lecz postanowiłam coś, a ja Nikola Wrześniewska zawsze dotrzymuje słowa.

„Wiesz Michał, czas zakończyć coś co nie powinno mieć w ogóle swojego początku. Ty masz rodzinę. Masz syna. Nie mogę tego dalej niszczyć. Nie potrafię być z Tobą wiedząc, że teraz leżycie ze sobą na ciepłym piasku i nawet ona nie wie o Twoim obliczu w mojej sypialni. Ona nie wie co się dzieje.  Wiem, że dla Ciebie jestem tylko cielesną zabawką, ale ja już tak nie potrafię. Przepraszam. A i wiedz, że Twoja żona nie dowie się o Twoich podbojach. To zostanie między nami Michaś, tylko między nami”
„Nikola, proszę Cię ja już Ci to kilkukrotnie tłumaczyłem. Nie kocham jej. Wiem, że czujesz się zagubiona. Oszukana. Ale ja mam syna i te wakacje są dla niego. Jak wrócę to musimy się spotkać. Porozmawiać.”


„ Przykro mi Michał, ale nie spotkamy się. Właśnie masz syna. Powinieneś o nim myśleć i być ze swoją żoną. Być z nią. Tworzyć rodzinę dla swojego syna. Jak wrócisz to mnie nie będzie w Łodzi. Będę na zgrupowaniu.”- Wypowiadając te słowa rozłączyłam się by opaść na poduszkę i dać upust emocjom.  Potem zostało mi zgrupowanie i tak bardzo upragniona Londyńska Olimpiada. W wiosce zauważyłeś mnie. Pamiętasz? Nasze spojrzenia się krzyżowały. Uśmiechnęłam się nikle i odeszłam.  Tobie nie udało się zawojować Londyńskiej ziemi. Mnie wręcz przeciwnie. Złoto Olimpijskie ze startu wspólnego.  Znów nie dałam szans innym zawodniczkom, bo wjechałam tym razem 2 minuty przed peletonem. Nie wiedziałam jak tego dokonałam. Bo w połowie trasy brałam udział w dosyć dużej kraksie. Pozbierałam się i udało mi się uciec. Tym razem nie w samotności ale jeszcze z dwoma zawodniczkami. Do mety zostało około kilometra, a ja już wiedziałam ,że medal Olimpijski już mam. Ale z jakiego kruszcu. Postanowiłam zawalczyć. Ten ostatni raz mimo, że byłam już na skraju wykończenia fizycznego.  Złapałam rękoma kozła zaparłam się ostatkiem sił zaczęłam swój finisz.  Na ostatnich metrach już krzyczałam. Wjeżdżając na kreski  z napisem meta usłyszałam głos speakera który mówił ‘ Lady’s and gentelman’s the gold medal In cycling Road it is for Nikola Wrzesneska In Poland. Congratulation”  Po chwili ludzie mnie otoczyli ja chciałam tylko dojechać do reprezentacyjnego trenera i zejść z roweru,  i po prostu odpocząć. Nie mogłam go nigdzie dostrzec. Wypięłam nogi z pedałów. Zeszłam z roweru. Położyłam go na płask na londyńskiej drodze i po prostu usiadłam koło niego zatapiając twarz w dłonie. Łzy szczęścia zaczęły swoją wędrówkę. Po chwili znalazł się koło mnie sztab medyczny i opatrzył krwawiącą nogę oraz łokieć. Byłam przeszczęśliwa. Po kilku minutach przyszedł trener wstałam i wtuliłam się w dosyć pokaźnego mężczyznę. I właśnie w tym momencie dostałam takiego energetycznego kopa.  Wstałam i zaczęłam skakać z uśmiechem na ustach. Paparazzi otoczyli mnie robiąc zdjęcia w euforii.  Musiałam udzielić wywiadu. Pierwszy raz w życiu. Dowiedziałam się ,że byłam pierwszą polką w historii która dokonała czegoś takiego. I, że dawno nie było wyścigu kobiet, gdzie ucieczka dojechała do mety i to jeszcze z zawodniczka biorącą udział w kraksie.  W wywiadzie podziękowałam Ci lekko. Mam nadzieję, że zrozumiałeś, że to dzięki Tobie.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ?

Dlaczego dzięki Tobie ? Najpierw dawałeś mi siły bym stała się lepszym zawodnikiem. Pełnowartościowym. Mającym i siłę i szybkość. Potem tak bardzo Cię nienawidziłam, że również dało mi to siły. Nie załamałam się lecz pracowałam jeszcze ciężej. Bałam się, że nie wytrzymam presji imprezy jednak udało się.

Czy ty mnie w ogóle kiedykolwiek kochałeś Misiu ? Wydaje mi się, że nie. Byłam Twoją kilkunocną przygodą. Byłam kimś na kim mogłeś sobie odreagować zły dzień, zły trening. Byłam potem na Twoim meczu. Nie widziałam w Twoich oczach, żebyś cierpiał po mojej stracie. Wręcz przeciwnie tworzyłeś piękny obrazek ze swoją żoną i synem. Cieszę się, że Ci się powiodło. Muszę Ci powiedzieć, że byłeś najlepszą rzeczą i najlepszym człowiekiem na jakiego mogłam trafić w swoim 23 letnim życiu. Teraz życzę Ci wszystkiego w tej zimnej Rosji. Dziękuje Ci Misiu . Dziękuje za wszystko.

_________

Jestem i tu po dosyć długiej nieobecności. 
Nie wiem ile jeszcze umieszczę tu rozdziałów, kilka. 

Rozdział ten dedykowany jest JULCE, bo tylko Ty kochasz tak Winiara jak ja kocham Piotrka. 

Nie przedłużam. Zapraszam do komentowania.

Pozdrawiam Annie

piątek, 12 lipca 2013

Samotność



SAMOTNOŚĆ


Co nazywamy samotnością ? Czym jest samotność ducha ? A, czym samotność ciała ? Czy samotnością ciała możemy nazwać brak bliskiej osoby pod względem fizycznym? Brak pocałunków ? Pieszczot? Pięknych piwnych spojrzeń ? Zaciętych gestów i słów wypowiadanych milion na minutę. Co to jest samotność ? 
Wydaje mi się, że nie ma jakiejś dokładnej definicji samotności. Moim zdaniem jest to choroba jak najbardziej XXI wieku, bo otoczeni jesteśmy z każdej strony ludźmi. Pani w warzywniaku obcina mnie zalotnym spojrzeniem, a w myślach mówi ‘Ach, to ten siatkarz. Ten mistrz Polski. Boże co ja powinnam powiedzieć, żeby się nie skompromitować’ i właśnie dzięki takiemu stereotypowemu myśleniu zostałem samotny. No może nie tylko. Mogę również podziękować sobie i swojej głupocie. Otóż smak samotności 
poznałem jak odeszłaś. Jak zostawiłaś mnie samego Ninka.


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Początkowo gdy odeszłaś było mi nawet dobrze. Tak, zachowałem się jak idiota. Debil. Cham. Prostak. Człowiek bez wykształcenia i perspektyw na przyszłość. Już wiem jak się czułaś, gdy zostawiałem Cię w domu i wychodziłem z Kosą na piwo. Teraz wiem jak się czułaś, gdy byłem w Spale czy na treningu, a Ty moja największa gwiazda siedziałaś w domu.  Minęło kilka dni, a moje serce przestało bić tak jak biło. Moje oczy nie miały już tego blasku. Gra nie była taka jakbym oczekiwał. Coś tak jakby ze mnie uleciało. Może to ja i moja gra się wypaliła i byłem tylko jednym z przeciętnych graczy ? Chyba wiem co było moim akumulatorem. Co było moim szczęściem. Co było moim natchnieniem. Co, a raczej kto ?


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Myślałem, że taki gość jak ja może mieć każdą dziewczynę jaką tylko zapragnie. No właśnie i tu wystąpił mój kolejny debilizm. Może i dziewczyny lgnęły do mnie jak ćma do płomienia aromatycznej świecy. Tylko co z tego ? Żadna z nich nie była tak piękna. Tak delikatna, a zarazem tak ostra jak Ty. Żadna z nich nie rzuciłaby dla byle jakiego wówczas chłopaka z Międzyborowa i nie wyprowadziłaby się z nim do Częstochowy, by mógł on spełniać swe marzenia. By zostać siatkarzykiem. W Częstochowie nie zawitaliśmy długo, by w rezultacie kilka sezonów spędzić wspólnie w stolicy Podkarpacia.  Mogę to powiedzieć dziś z wielką ręką położoną na zimnym już sercu, że zmieniłem się. Po pierwszym zdobyciu mistrzostwa Polski przez moją kochaną Sovie poprzewracało mi się w główce. Na złe oczywiście. Nie byłem już tym samym cichym Piotrkiem. Emocje buzowały we mnie jakbym miał 12 lat i był pełen testosteronu. Mój język stał się niewyparzony. Nie trudno mi było zbajerować laskę choćby na Twoich oczach. Byłem takim prostakiem. Nawet nie wiem co czułaś i nie chce wiedzieć nie poradziłbym sobie.


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem cholernie samotny.


Zawsze wmawiałem sobie swoją niewinność. Tak jak alkoholik wmawia innym ,że brzydzi się alkoholem. Jednak jednego byłem pewien nigdy, ale to przenigdy Cię nie zdradziłem. A Ty w sumie wiedziałaś, że byłbym do tego zdolny. Nowy Piotrek był do tego zdolny. Pewnego dnia znów długo nie wracałem z treningu zaszywając się z Kosą w jakiejś spelunie, gdzie byle lafirynda jest adresatem szczeniackich podrywów. Siedziałaś znów sama. Odpaliłaś laptopa. Weszłaś na portale. Zauważyłaś zdjęcie. Moje właśnie z powyższą lafiryndą. Siedziała mi na kolanach. Nic więcej. Tego już nie wytrzymałaś. Otworzyłaś okno w sypialni i moje wszystkie ciuchy, puchary wylądowały na przyblokowym ogródku. Gdy to zauważyłem wpadłem na górę jak postrzelony. Przepraszałem. Tłumaczyłem. Błagałem. Na darmo. W sumie sam sobie nie wierzyłem. Zwątpiłem. Teraz żałuje, że nie zawalczyłem o Ciebie. O nas. Przecież wtedy byłem ‘mądrzejszy’


Cześć, jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem samotny. Cholernie samotny


Tęsknie za Tobą Ninuś. Za zapachem Twojego kokosowego żelu pod prysznic. Tęsknie za miękkością Twoich pięknych włosów. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Wyjechałaś. Nie wiem jak zawalczyć. Teraz chodź minęło już prawie 5 miesięcy. Kupiłem sobie psa. Miał trochę mnie podbudować. Pomóc zapomnieć. Nieudolnie. Postanowiłem przejechać się do Ciebie. Porozmawiać. Może jestem głupi, ale chce mieć Cię przy sobie. Budzić się i zasypiać. Jeść śniadanie i kolacje. Jestem głupi. Głupi z miłości.


Cześć jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem samotny. Cholernie samotny.


Tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Stoję przed bramą wjazdową do domu Twoich rodziców. Kaptur zasłania mi głowę. Bo dziś nawet niebo płacze. Płacze przez moją głupotę. Zadzwoniłem dzwonkiem. Zgodziłaś się wyjść. Potem spotkaliśmy się kolejny raz. Kolejny. Kolejny. Teraz jesteśmy znów razem w Rzeszowie. Wybaczyłaś mi. Jestem szczęściarzem.


Cześć jestem Piotrek. Mam 26 lat i jestem zakochany. Szaleńczo zakochany. Słowo samotność nie jest mi już znane, bo mam przy sobie osobę która jest moim światem. Jest porankiem i wieczorem. Jest chłodnym deszczem i gorącym słońcem. Jest kwaśną cytryną i słodką maliną. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Czasami zastanawiam się jakbym żył bez niej. Czy byłbym szczęśliwy, czy umierał na chorobę zwaną samotnością? Pewnie tak. Nikomu nie życzę tej choroby. Nawet wrogowi.  Dzięki naszej rozłące uświadomiłem sobie czym jest miłość. Czym jest strata tlenu dla płuc. Jesteś moim tlenem.  Zerwałem kontakt z ‘fajnym i rozerwanym Piotrkiem’ i wróciłem do swojej prawdziwej osobowości. Osobowości gdzie jesteś mą królową.

______
Pierwszy raz napisałam historię oczami siatkarza. Ostatnio ta perspektywa przypadła mi do gustu.
Jak nigdy, do gustu przypadł mi ostatni akapit tego opowiadania.
Jest właśnie 3 set. Przegrywamy. Boje się, dlatego też mało oglądam. Mojego natchnienia i osobistej męskiej nimfy nie ma już na boisku, ale jest drugi z trzech rzeszowskich muszkieterów. KOSA. 
Pamiętaj Anka 'Dumni po zwycięstwie. Wierni po przegranej'
Zapraszam do komentowania , bo zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga. 
Pozdrawiam A.

czwartek, 4 lipca 2013

Wiatr


WIATR



Wyobraź sobie, że leżysz na łące. Łące pełnej żółtych kwiatów mlecza, niektóre z nich są już przekwitnięte i tworzą dorodne ‘dmuchawce’. Do Twojej małżowiny usznej i bębenków dopływa przyjemny baryton nabrzmiałego bąka. Jest Ci tak błogo. Wspaniale. Niepowtarzalnie. Wyobrażasz to sobie ? Twoje nagie ramiona głaszcze ciepły wiatr. Wiatr to on odpędza Twoje myśli. To on jest ostatnim mężczyzną którego dotyk czujesz przed śmiercią.. Wiatr stał się moim ukojeniem. Był pomocną dłonią która kroczyła ze mną w nowy lepszy świat. Ale czy na pewno ?


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


W średniowiecznej Anglii czy Szkocji, gdy ktoś z ludu umarł to ciała palono lub składano na łodzi by nieboszczyk popłynął w swój ostatni rejs. Ciało obracało się w pył przez  rzuconą na tratwę pochodnie. Ja też zostałam wrzucona do wody.


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Nie można do najmilszych uczuć zaliczyć heroiczną walkę Twoich płuc z wodą. Chcesz żyć, a nie możesz. Chcesz złapać oddech, a nie możesz. Z każdej strony otacza się śmierdząca woda. Pasy bezpieczeństwa jak na złość zablokowały się tak, że nie możesz ich odpiąć. Przeciąć też nie masz czym. Wiesz co to oznacza. Nie będziesz wstrzymywać oddechu bez przerwy. To droga bez wyjścia. Śmierć przez utonięcie jest to chyba najgorsza z możliwych śmierci. Bo walczysz, mimo że wiesz, że ta walka jest przegrana na samym starcie. Jest to Twoja mała walka z wiatrakami. Twoje odruchy fizjologiczne nadal dobrze działają, otóż łapiesz ostatni oddech który okazuje się zwieńczeniem Twojego życia.  Łapczywy haust powietrza podpisuje cyrograf dotyczący Twojego marnego bytu. Trudno opisać uczucie napływającej wody do pęcherzyków płucnych. Trudno opisać również śmierć. Ale nie bój się. Zrobię to dla Ciebie. Opowiem Ci swoją śmierć Michał.
  

Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Myślę, że moja śmierć powinna być dla Ciebie pewnego typu znakiem. Przepowiednią. Widocznie moje życie przy Twoim boku nie było nam pisane. Może właśnie teraz znajdziesz osobę którą pokochasz jeszcze mocniej niż mnie. Może będziecie się bardziej uzupełniać. Da Ci dzieci. Ja umierałam w przekonaniu, że jestem kochana. Ja umierałam kochając. Ciebie Michał. Nigdy ,ale to przenigdy nie wmawiaj sobie ,że moja śmierć była przez Ciebie. Bo tak nie było. Teraz chciałabym abyś wiedział i zobaczył, a może i nawet odtworzył sobie ostatni dzień mojego życie. Mojego dnia życia bez Ciebie.


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Może gdyby nasza rozmowa potoczyła się inaczej. Może gdybym zachowała się inaczej to jeszcze bym żyła. Jeszcze bym czuła woń Twoich perfum. Może byłabym teraz otoczona Twoimi silnymi ramionami. A może leżałabym z Tobą pod satynową kołdrą.  Teraz to możemy tylko gdybać. Bo co by było gdyby ?


Byłeś moim światełkiem w tunelu.


Myślałam, że ten dzień zaowocuje tylko ostrą wymianą zdań która ostatnio była na porządku dziennym. Pokłóciliśmy się. Ja pełna emocji. Złych emocji kłębiących się w mojej głowie wybiegłam z Twojego mieszkania kierując swe kroki ku aucie. Gdy tylko schroniłam się pod dachem samochodu niebo zaczęło płakać. Może to anioły płakały widząc moją sytuacje. Przekręcam kluczyk w stacyjce, by silnik zaczął pracować. Po kilku minutach drogi prowadzą mnie za miasto. Wyjeżdżam. Nie wiem w jakim kierunku.  Jestem spokojna. Opanowana. Jakbym wiedziała to, co zaraz ma nastąpić. Nagle niczym słup przede mną wyrasta dorodny jeleń. Ale skąd w środku nocy, na środku drogi znalazł się jeleń? I to jeszcze w taką pogodę. Mam dwie opcje. Śmierć lub dosyć poważny wypadek jeśli wybierałabym uderzenie czołowe w zwierze lub unik. Unik, który okazał się równie śmiertelny co uderzenie z frontu. Jednak człowiek nie myśli w takich chwilach racjonalnie. Nie widziałam, że obok mnie jest wielkie jezioro do którego wpadłam, bo wybrałam drugą opcje. Gdy do pojazdu zaczyna wdzierać się woda, próbuje odpiąć pasy bezpieczeństwa bezskutecznie. Szarpie się z nimi coraz mocniej. Coraz mocniej  płacząc. Coraz mocniej przestając wierzyć, że wyjdę z tej opresji cało. Woda sięga już niemal sufitu. Wyciągam tułów jak najbardziej w kierunku księżyca, by jak najwięcej czerpać powietrza. Powietrza, które da mi życie. Nagle zamiast powietrza, do moich ust dostaje się woda. Kolejna minuta jest męczarnią. Czuje jak ciśnienie rozsadza mi głowę.I właśnie tak zakończyłam swoje życie. Tak minął mi dzień bez Ciebie -Bąkiewicz


Byłeś moim światełkiem  w tunelu i nadal nim jesteś. Nie tak wyobrażałam sobie kres mojego życia.  Chciałabym Ci Michaś życzyć szczęścia. Miłości. Wiedz, że prawie jak w małżeństwie nie opuściłam Cię, aż do śmierci. Może to takie szczeniackie, ale kochałam, kocham i będę Cie kochać. Podobno człowiek przed śmiercią widzi całe swoje życie. To teraz ja powracam do naszego pierwszego spotkania i chce czuć miły powiew wiatru na swej szyi. Pamiętaj Michaś, kocham Cię.

____
No i jak już to w czwartki bywa oddaje w Wasze rączki nowy kolejny rozdział.
Rozdział pisany wcześniej, ale ukryty w zakamarkach pulpitu i czekał na lepszą przyszłość i trafił na mój brak weny i tak oto został opublikowany. Błędy sprawdzane dziś po 26 godzinach pacy, więc od razu z góry przepraszam.
Zapraszam do komentowania i wyrażania jakiejś opinii.
Całuję A.

środa, 26 czerwca 2013

Utrata

UTRATA 







Tak niewiele trzeba trzeba by stracić życie. Tak niewiele trzeba by stracić szczęście. Tak niewiele trzeba by zatracić siebie. I tak było ze mną. Letnia już woda w wannie pachnąca mleczkiem kokosowym uspokaja. Tworzy pieprzoną idyllę. Siedzę i przypominam sobie chwile, dni, momenty które chce wymazać z pamięci. Wyrwać tą nieszczęsną kartkę z kalendarza. Może jestem głupia, ale nie chcę Cię znać Alek.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Wanna wypełniona kojącą wodą skłania również do refleksji. Już po raz ‘enty’ zastanawiam się nad wieloma decyzjami.. Nie żałuje żadnej. Może powinnam? No przecież to ja jestem tą która rozbiła na pokaz szablonowe małżeństwo. Małżeństwo  z dzieckiem bez szczęścia. Nie mogę też powiedzieć ,że ja dałam Ci to szczęście, bo tak nie było. Dawałam Ci siebie. Nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli ,że mogę Cię pokochać. Małe sprostowanie bałam się miłości. Bałam się kolejnej emocjonalnej zabawy mną. Bałam się ,że po kilku miło spędzonych nocach już się nie pojawisz się w moim rzeszowskim mieszkaniu. Bałam się ,że znajdziesz sobie inną naiwną ,która za jeden Twój uśmiech spełni każdą Twoją prośbę. Z dwojga złego nadal mogłeś wrócić do swojej żony z maską zazdrosnego i przykładnego męża.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Słodka woda w wannie miesza się ze słonymi łzami mojej spragnionej Ciebie duszy. Broniłam się przed miłością do Ciebie rękoma i nogami. Zapierałam się o każdy możliwy mebel w moim domu aby nie poczuć tych tańczących motylków w brzuchu. Nie dałam rady. Zwyczajnie pomachałam białą flagą wszystkiemu ,a dokładnie rozumowi ,bo serce i tak zrobiło co chciało. Wykorzystałeś to i zamiast odepchnąć mnie od siebie przyciągałeś jak magnes do lodówki i noc w noc rzucałeś o łóżko lub sadzałeś na kuchennym blacie. Teraz leże samotna w tej cholernej wannie rozsypując się na milion kawałków. Moje serce pękało każdego poranka jak szklanka rzucona o podłogę wieczorem, zaś sklejałeś je dokładnie ,ale mimo to zawsze brakowało jakiegoś małego kawałka tej żmudnej układanki. I tak powoli z dnia na dzień coraz bardziej się rozpadam. Jak mumia bez balsamu. Jak naklejka bez kleju. Moim problemem od kilku miesięcy byłeś Ty.


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Jedynym zaskoczeniem dla mnie było to ,że jednak nie znalazłeś sobie innej.  Nie raz ani nie dwa mówiłam sobie ,że to już ostatnia spędzona wspólnie noc. Robiłam krok postępu by cofnąć się potem o trzy. Mama zawsze mówiła mi jak byłam młodsza ,żebym nigdy nie lokowała uczuć w zajętym mężczyźnie,  a ja co zrobiłam ? Własnie tam swe uczucia ulokowałam, Zachowując się szczeniacko. Mimo ,że wasza rodzina nie była szczęśliwa ja nie miałam prawa jej rozbijać. Zachowałam się jak rozpieszczone które chce zabawki. Ty byłeś moją zabawką.  Po jednej z naszych nocy dałam Ci klucze do mojej kawalerki. To nie było mądre. Nie wiem czemu to zrobiłam. To oznaczało jakbyśmy byli razem. Jedną całością. A nie byliśmy


Jestem głupia. Głupia z miłości do Ciebie.


Nagle chce o tym wszystkim zapomnieć. Nie myślcie też ,że chce ze sobą skończyć ,bo to nie tak. Chce ,żeby ta zimna już woda odebrała ode mnie wszystkie wspomnienia. Wszystkie pragnienia. By odebrała mi Ciebie. W końcu nie odzywasz się już dwa tygodnie. Boli. Nagle słyszę dźwięk przekręcanych w zamku kluczy.  Tylko ty miałeś klucze do mojego mieszkania. Nogi samowolnie się ugięły by całe ciało mogło zanurzyć się w krzepiąco lodowatej wodzie. Słyszę już ledwo jak krzyczysz moje imię jak biegasz po mieszkaniu w moich poszukiwaniach. Twoim ostatnim punktem do sprawdzenia jest łazienka. Wpadasz do niej jak poparzony i wyciągasz moje ciało z wanny.

-Anka ,co Ty do cholery chciałaś zrobić ? Chciałaś się zabić ? Czy Ty jesteś normalna? Nie dałbym sobie 
rady bez Ciebie! Kocham Cię. Jesteś moim światem. Dostałem dziś rozwód. Możemy być razem. Anka tak bardzo Cię kocham-powiedziałeś ,a wręcz krzyczałeś. Tak bardzo brakowało mi tych dwóch słów. Słów których się bałam


-Alek , o nic nie pytaj tylko mnie pocałuj.

______
Rozdział skończony dla mnie jakoś dziwnie. Zawsze staram się wrócić w zakończeniu do 'refrenowej' kwestii a tu mi się zaburzyła moja harmonia. 
Teraz zastanawiam się czemu ten rozdział ,a nie ten o Bąku. Moje głupota level hard.
Wiem ,że to co jest wyżej nie należy do najlepszych rozdziałów, ostatnio cierpię na brak weny, dlatego powstają takie cosie.
Ale tak czy siak zapraszam do komentowania.\
Zapraszam.
Pozdrawiam serdecznie Annie.

czwartek, 20 czerwca 2013

Koło fortuny

KOŁO FORTUNY



Czy naszym życiem kierują przypadki? Czy to bezpośrednia fortuna pisze bieg naszego losu ? Nieodwracalnego losu? A może to my sami piszemy własny scenariusz ? Jedno jest pewne ktoś u góry ma plan. Jaki był nasz plan ? Chciałeś tego  ? Żałujesz ?  Według greckich i rzymskich uczonych naszym życiem kieruje przypadek. Koło fortuny decyduje o naszym bycie. Raz na dnie, raz na szczycie. Wiesz? To takie okrutne. Wiem jedno tamtego dnia to i Ty i ja napisaliśmy nasz własny scenariusz. Scenariusz perfekcyjny.


Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz?


Bałam się i nadal się boje. Boje się ,że nie spełnię pewnych oczekiwań. Nie wiem jak mam Ci to powiedzieć.  Borykam się z milionem pytań już od kilku dni. W głowie układam idealne formułki pełne pięknych wyrazów i określeń. Wystawiam sztukę monologu przed łazienkowym lustrem ,ale nie jestem przekonywująca. Gdybyś mi powiedział tak jak ja chce powiedzieć to Tobie ,to pewnie szybko spakowałabym torbę i wyprowadziła się z hukiem.

Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz ?

Wiesz ,pewnie wszyscy pomyślą ,że naciągnęłam Cię na dziecko i przez to będziesz się musiał ze mną ożenić. Bo jak to będzie wyglądało ,że młody, świetnie prosperujący siatkarz będzie miał dziecko z jakąś nikomu nieznaną dziewczyną z Krakowa. Skąd ja się w ogóle wzięłam w tym pieprzonym Bełchatowie ? Może lepiej było by żebyśmy się  w ogóle nie poznali? Co zrobię jak nie zechcesz tego dziecka ? Usunę go ? Czy będę je samotnie wychowywać ledwo łącząc koniec z końcem i odliczając dni do dziesiątego dnia każdego miesiąca. Ogólnie to Twoja matka nigdy za mną nie przepadała. Zawsze kwitowała mnie z dwuznacznymi tekstami ,które ja o dziwo wytrzymywałam. Przecież ,my nawet nie jesteśmy zaręczeni !!


Kochanie ,to nie był przypadek. Wiesz ?


Przecież ,tyle razy się zabezpieczaliśmy, ale był ten jeden raz. Ta sobotnia euforia po wygranym meczu to nasza nagroda. To nasze przekleństwo. Nigdy nie pomyślałabym ,że istota która rośnie pod moim sercem. Która czuje będzie kiedykolwiek nazwana przeze mnie błędem czy przekleństwem. Z mojej strony jest to kwiat naszej miłości. Mocno dojrzały owoc ,mimo że tak bardzo niespodziewany. Chciałbyś cofnąć czas ? Ja nie. Karol tego nie da się już odwołać. Musimy nauczyć się żyć z konsekwencją naszego wybryku. Musimy nauczyć się ,żyć z dzieckiem. Nie musisz brać ze mną ślubu. Możesz mnie nienawidzić ,bo przeze mnie Twoja kariera teraz obierze taką drogę ,a nie inną. Nie wiem co mam robić ? Odejść ? Czy zostać ? Być ? Czy trwać ?


Kochanie, to nie był przypadek. Wiesz ?


Od dwóch miesięcy w moim brzuchu rozwija się mała istotka. Ale czy to już człowiek czy nadal płód ? Zdecydowanie osóbka ,którą kocham całym sercem. Wracasz z treningu. Zadzwoniłeś do mnie ,żebym się ładnie ubrała ,bo wychodzimy. Nie powiedziałeś gdzie. Wpadłam do łazienki jak poparzona. Szybki prysznic to błoga chwila która odpędziła moje domysły dotyczące dzisiejszego wieczora. Umalowałam się , podkręciłam włosy ,by ostatecznie włożyć na swoje lekko zaokrąglone ciało małą czarną ,a na stopy krwisto czerwone szpilki. Dopełnieniem było skropienie szyi Twoimi ulubionymi perfumami. Zjawiłeś się u mnie ,wcześniej odwiedzając swoje mieszkanie. Jak zwykle punktualny. W Twojej ręce znajdował się bukiet frezji. Wręczyłeś mi ,a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak bardzo szczery. Tak bardzo wyczekiwany. Składasz na mycy ustach delikatny pocałunek. Pieścisz ucho komplementami. Wsiadamy do auta i wywozisz mnie na Bełchatów.  Nie wiem  jaką niespodziankę dla mnie szykujesz. Zaciemniło się dlatego nie wiem gdzie jesteśmy. Widzę las. Nagle zatrzymujesz auto. Wychodzisz i idziesz w moim kierunku by otworzyć mi drzwi. Podajesz mi rękę. Idziemy kawałek a moim oczom ukazuje się polana pełna małych palących się świeczek. Słyszę w tle cichą muzykę.  Widzę również stół z talerzami i winem. Stół obsypany jest płatkami czerwonych róż. Siadamy. Jest idealnie.  Nagle muzyka przestaje grać. Zapada cisza. Zatapiam się w Twoich tęczówkach i myślę ‘chwilo trwaj’ wstajesz idziesz w moim kierunku. Klękasz na kolano by wypowiedzieć słowa ‘Kinga wyjdziesz za mnie’ a ja Tylko kiwam głową i wtulam się w Twoje ramiona. Silne ramiona. Męskie ramiona. Po chwili odrywam się ,by w końcu powiedzieć Ci o tym ,że zostaniesz ojcem.

-Karol, ja muszę Ci coś powiedzieć. Zrozumiem jeśli zerwiesz zaręczyny ze mną. Jeśli mnie znienawidzisz ja zrozumiem. To wszystko zniszczy.  Tak bardzo Cię przepraszam-mówię płacząc ,ale nie są to już łzy szczęścia ,a strachu. Strachu przed najgorszym.

-Kinia, uspokój się i mów wszystko od początku. Jak mogę Cię znienawidzić. Kocham Cię.- powiedział  stojąc tak blisko mnie ,że czułam jego oddech na szyi. Jego ręce powędrowały na moje ramiona dodając mi jako tako odwagi i poczucia bezpieczeństwa.

-Bo ja… Bo ja jestem w ciąży. Zostaniesz ojcem- zaczęłam się jąkać. Krok do tyłu dał mi pole do manewru. Pole do ucieczki. Nastała cisza słyszałam Twoje ciche ‘ale jak to’ ,przecież nie powiem Ci teraz jak się robi dzieci. Wiem ,że teraz nastała konsekwencja naszego czynu. Jednym pewnym ruchem zsuwam pierścionek ze swojego serdecznego palca kładę go na stole. Odwracam się i uciekam. Uciekam w stronę przystanku autobusowego. Musi gdzieś być. Moje kroki przekształcają się w bieg. Włosy opadają mi na twarz. Czarne łzy brudzą i niszczą misterny makijaż. Nagle czuje Twój dotyk na ramionach. Odwracasz mnie w swoim kierunku. Owijasz swoimi rękoma bym mogła się zatopić w woni Twoich perfum. Całujesz w czubek głowy. Czy mam to traktować jako pożegnanie ?

-Kinga jesteś w ciąży. Kocham Ciebie i nasze dziecko. Jak mogłaś pomyśleć ,że mogę Cię znienawidzić. Oboje jesteśmy dorośli. Wiedzieliśmy co robimy i co może się stać. Kocham Cię i zawsze będę. Wychowamy to dziecko na dobrego człowieka.  Ta mała istota nic nie zniszczyła ,a do końca dopełniła nasz związek. Boże Kinia ,tak bardzo Cię kocham.-powiedział wkładając na mój palec zrzucony wcześniej pierścionek.



Kochanie to nie był przypadek. Wiesz ? Wszystko potoczyło tak jak powinno się było potoczyć. Bałam się ,że mnie odrzucisz. Zostawisz. A wszystkie te domysły stały się złudzeniem. Jestem szczęśliwa. Mam już osoby ,które mnie spełniają. Stałam się matką. Stałam się żoną. Twoja matka uraczyła mnie uszczypliwym komentarzem ,że na pewno naciągam Cię na dziecko ,ale dałam jej tą satysfakcję i nic nie powiedziałam. Wiesz Karol ,tak bardzo Was kocham.

___
Przepraszam Was za to co jest wyżej. Cierpię strasznie na brak weny. W moim folderze ukryty jest również rzeszowski Alek , Winiar i Pit. Czekają na dobry moment i na kilka editów. 

Jeśli macie jakieś propozycje co do bohaterów to piszcie w komentarzach.

NO TO JUTRO POLACY POKAŻCIE ŻABOJADOM JAK SIĘ GRA W SIATKÓWCE W POLSCE. SZYBKIE 3:0 I DO DOMU.  <3 PIT EVER.

Jest Pit jest szczęście.

Kolejny rozdział przewiduje na czwartek ewentualnie piątek. Jeszcze raz zapraszam do komentowania

Pozdrawiam Annie.